Franciszek wśród luteranów: dobra wiadomość w złych czasach

Papież Franciszek spotyka się z luteranami w Szwecji w związku z 500-leciem wystąpienia Marcina Lutra, które dało początek Reformacji. Okrągła rocznica wypada w przyszłym roku, ale uroczystości już się zaczynają. Niektórzy katolicy mają z nimi kłopot.

Są nawet tacy, którzy uważają, że papież nie powinien w nich brać udziału, bo Luter zadał cios jedności Kościoła łacińskiego i spowodował rozdrobnienie zachodniego chrześcijaństwa.

Zadał. Ale protestował w słusznej sprawie. Przeciwko korupcji i nadużyciom w ówczesnym Kościele. Dzięki temu protestowi w Kościele rzymskim doszło do głębokiej odnowy. A sama Reformacja miała ogromny wkład w historię i kulturę europejską, w tym historię i kulturę polską. Spluralizowała zachodnie chrześcijaństwo, co wyszło mu na dobre.

W XVI wieku Reformacja miała wielu zwolenników wśród polskiej szlachty, magnaterii i mieszczaństwa. Szlachta marzyła o Kościele narodowym, wolnym od kontroli Rzymu. Niektórzy historycy uważają, że dla Polski byłoby korzystniejsze zwycięstwo Reformacji. Dołączylibyśmy do tych krajów Europy, które swoją potęgę zbudowały na etosie protestanckim.

Dziś protestantów różnych konfesji jest w Polsce kilkadziesiąt tysięcy. Katolicy i protestanci w wielu miejscach Polski wspólnie planują uroczystości 500-lecia. Do honorowego komitetu patronującego tym zdarzeniom wszedł rzymskokatolicki prymas Polski, abp Polak.

Wielka szkoda (mówiąc oględnie), że odmówił w nim udziału prezydent RP Andrzej Duda. Mam nadzieję, że to wynik niekompetencji jego urzędników, a nie decyzja polityczna oznaczająca uznanie polskich protestantów za obywateli „gorszego sortu”.

Dobrze, że Franciszek pojechał do Szwecji spotkać się z luteranami (a także ze szwedzkimi katolikami, których liczba powoli rośnie, głównie dzięki migrantom z Trzeciego Świata). Pół wieku temu, na II Soborze Watykańskim, Kościół rzymski otwarł się na ideę ekumeniczną. Nie zrezygnował z papiestwa ani z własnej tożsamości. Ale zgodził się, że dialog jest lepszy niż izolacja od „braci odłączonych”.

Wyciągnięto wnioski z ponurej przeszłości, kiedy oba wyznania toczyły ze sobą krwawe wojny i dopuszczały się zbrodni na tych, których okrzyknięto zdrajcami. To nie powinno się już nigdy powtórzyć. Nie można współczesnych protestantów obarczać winą za rozłam.

W tym duchu działają papieże posoborowi. Uważają za swój obowiązek względem całego chrześcijaństwa, by wyciągać rękę do wszystkich wierzących w Chrystusa. Dlatego katoliccy krytycy Franciszka, kiedy atakują go za spotkanie z luteranami w Szwecji, oskarżają de facto jego poprzedników, w tym św. Jana Pawła II.

Konserwatywni katolicy oceniają, że współczesny protestantyzm jest za bardzo liberalny i postępowy. W Szwecji wyświęcono na biskupa kobietę homoseksualną. A i tak protestanckie świątynie w Europie świecą pustkami.

To prawda, ale czy to usprawiedliwia katolickie poczucie wyższości? Może protestantyzm po prostu wszedł na etap, na jaki katolicyzm też wkrótce wejdzie w Europie. To etap oddolnej sekularyzacji w społeczeństwach typu zachodniego.

Jeśli Kościołom katolickiemu i protestanckim zależy na dobrej obecności w tych społeczeństwach, powinny współpracować tam, gdzie to możliwe, bo dziś stoją przed podobnymi wyzwaniami. Rozumie to Franciszek, rozumieli jego poprzednicy, rozumie większość protestantów.

Co jest właściwą i skuteczną odpowiedzią na kryzys chrześcijaństwa w świecie zachodnim – niech zdecydują zainteresowane Kościoły. Ale sądzę, że jeśli czegoś światu od różnych Kościołów, wspólnot i ruchów chrześcijańskich potrzeba, to chyba dawania przykładów życia zgodnego z Kazaniem na górze. Niby proste, ale jakże trudne.