Lwowskie memento

W rocznicę ataku Rosji Stalina na Polskę wysiadłem na Dworcu Głównym we Lwowie. Pora wczesna, miasto tętni życiem. Kto z tych tysięcy spieszących do pracy pamięta, że to tego dnia dokonał się dramat ponownego upadku polskiej niepodległości? I zaczął kolejny mroczny czas w polskiej historii.

Czy któryś z obecnych polityków w Polsce o tym pamięta i wyciąga z polskich tragedii jakieś wnioski na przyszłość? Rosja zawsze umiała wykorzystać nasze złe cechy narodowe przeciwko nam. Tak dzieje się i teraz. Putin musi być zachwycony z obecnej polskiej polityki. Polska skłócona, podzielona do granicy nienawiści, zawsze służyła interesom Rosji, jej ambicjom w Europie.

Lwów to memento. Był jednym ze wspanialszych miast dawnej Rzeczpospolitej, w epoce habsburskiej był regionalną stolicą i beneficjentem liberalnej fazy polityki cesarskiej. W II RP znaczenie starych miast, jak Kraków czy Lwów malało. Punkt ciężkości przesunął się na Warszawę, bo państwo coraz bardziej się centralizowało.

W niczym nie pomogło to Polsce uniknąć klęski w 1939 r. Miasto przeszło pod kontrolę radziecką, zaczęły się prześladowania i wymazywanie pamięci o wiekach jego polskiej historii. Dziś jest miastem ukraińskim. Ukraińscy mieszkańcy niekiedy patrzą na polskich turystów tak jak polscy mieszkańcy Wrocławia na turystów niemieckich.

Nie są to miłe spojrzenia ani dla Polaków, ani dla Niemców. Dla migrantów, uchodźców, wysiedlonych i wygnanych w naszej części Europy wciąż trudno znaleźć wspólną bezpieczną przestrzeń w zbiorowej pamięci.