Chora Clinton, zdrowy Trump

Zdrowie nie jest cnotą polityka. Cnoty polityka nie polegają na dobrym zdrowiu. Ale w obecnej kampanii prezydenckiej w USA coraz bardziej jest.

Gdy sztab wyborczy Hillary Clinton desperacko podtyka wyborcom lekarskie zaświadczenie (wystawione przez osobistą lekarkę pretendentki), że ma się ona dobrze, jej rywal Trump zapowiada, że przedstawi „bardzo, ale to bardzo” szczegółowe dane o doskonałym stanie swego zdrowia. Wiarygodność tych danych może być podobna jak wiarygodność zaświadczenia o stanie zdrowia pani Clinton.

I co z tego? Ameryką kierowali prezydenci o wiele bardziej schorowani niż Hillary. Na przykład F.D. Roosevelt (przykuty do wózka) i J.F. Kennedy (choroba Addisona, powodująca chroniczny ból pleców). Zdrowotne problemy obu prezydentów nie przeszkodziły im kierować rządem. Tym bardziej że było to przed epoką internetu i całodobowych kanałów informacyjnych.

W przypadku FDR nawet przed epoką masowej telewizji, wtedy gdy jeszcze (jakie piękne to były czasy!) królowało radio. Na cotygodniowe pogawędki FDR z narodem zasiadały przed odbiornikami miliony Amerykanów. Do dziś może to być wzór rozmowy lidera ze społeczeństwem. Po głosie nikt by nie poznał, że mówca jest częściowo sparaliżowany. A otoczenie obu prezydentów uważało, że w interesie państwa leży ukrywanie ich kłopotów zdrowotnych.

Dziś to niemożliwe. Zasłabnięcie i zapalenie płuc pani Clinton jest newsem globalnym. I kolejnym kłopotem dla jej sztabu wyborczego. Znów wyszło na to, że Hillary to kłamczucha, bo nie chciała od razu powiedzieć prawdy, że jest chora. Setki razy przypomniano o wcześniejszych problemach ze zdrowiem byłej sekretarz stanu. Na tym tle Trump zbiera polityczne punkty, bo choć nieco starszy, tryska energią. Przynajmniej publicznie.

Żal mi chorej pani Clinton, nie żal zdrowego Trumpa. Zdrowie nie jest najważniejsze ani w życiu, ani w polityce. Chorzy zasługują na takie samo traktowanie jak zdrowi. Gdyby Trump miał wygrać, bo jest zdrowy, a Hillary przegrać, bo jest chora, byłoby to dla mnie ponurym żartem.

Tylko w jednym przypadku zdrowie (fizyczne i psychiczne) przywódcy nabiera wagi państwowej. Gdy trwale i całkowicie odbiera mu zdolność wykonywania urzędu. W demokracjach są na to procedury. Demokracje mogą się obronić przed niemocą lub szaleństwem liderów. W państwach totalitarnych takich zabezpieczeń nie ma.