Niedorzeczna wojna z burkini

W sprawie burkini zgadzam się z red. Dominikiem Zdortem z Rzeczpospolitej”. Zdort napisał, że francuskie państwo świeckie zamiast zakazywać muzułmanom ich kultywowana praktyk religijnych, powinno je krok po kroku oswajać.

Zgadzam się co do meritum: nie jest rzeczą państwa dyktować ludziom, jakie mają nosić stroje plażowe, jak się mają ubierać. Takie państwo się ośmiesza, a sam pomysł jest totalitarny. Burkini, pisze Zdort, wymyślono w Australii, aby tamtejszym muzułmankom nie tylko dać możliwość plażowania i kąpieli morskiej, ale też oswajać je ze światem zachodnim, gdzie większość kobiet ma inne zwyczaje plażowe. Czyli burkini miała być rodzajem kompromisu między większością a mniejszością.

Niby drobiazg i oczywistość. Tak naprawdę sprawa burkini pokazuje istotne różnice w samym świecie zachodnim. Australia należy do liberalnej kultury anglosaskiej, a nie do etatystycznej i sekularystycznej kultury francuskiej. Więc choć nie wywodzi się z salafickiej Saudii, została przez władze francuskie potraktowana jako niezgodna z obowiązującym prawem.

Rozumiem, że po masakrze w Nicei i zamordowaniu księdza katolickiego przez muzułmanina Francja żyje w jeszcze większym napięciu i strachu. Ale to nie są najlepsi doradcy. Zakaz burkini nie ustrzeże Francuzów od kolejnych ataków muzułmanów motywowanych nienawiścią do Zachodu. Raczej przeciwnie, dostarczy im jednego więcej pretekstu.

Żyjemy jednak czasie złym. W wojnie kulturowej radykalnej prawicy z radykalnym islamizmem wartości liberalne, takie jak tolerancja i dążenie do pokoju społecznego opartego na poszanowaniu prawa, w tym wolności religijnej, są ośmieszane i atakowane jako zdrada Zachodu. To zarzut absurdalny, ale dziś rządzą emocje, a nie argumenty. A jeszcze bardziej rządzi ignorancja, która na dodatek wcale się tego nie wstydzi, choć powinna.

Burkini jest wariantem burki. Przytaczam więc na koniec fragment rozdziału wydanej i u nas publikacji Tahara Ben Jellouna „Co to jest islam? Książka dla dzieci i dorosłych” w przekładzie Doroty Zańko i Heleny Sobieraj (polecam zwłaszcza islamofobom!).

W burki ubierały się kobiety afgańskie, wychodząc z domu. ,,Praktyka ta nie ma nic wspólnego z islamem, a wynika jedyne z tradycji niektórych regionów tego kraju. Choć jest to we Francji zjawisko marginalne i dotyczy mniejszości, szokuje ludzi nieprzywykłych stykać się z kobietami, których twarzy nie mogą zobaczyć.

Nic nie pomaga powtarzanie, że w islamie nigdy nie było mowy o tym, by miały się tak zasłaniać [od stóp do głowy]. Taki sposób okrywania ciała przyczynia się do piętnowania tej religii, bo ją – niesłusznie – czyni za to odpowiedzialną.

Każdy człowiek jest wolny i może się ubierać jak chce. To szokujące zjawisko, ale dopóki pozostaje marginalne, nie ma powodu ustalać tu norm prawnych. Jest wiele młodych kobiet, które noszą się w stylu punk czy ,,gotyckim’’, inne mają wszędzie kolczyki, jeszcze inne tatuaże na całym ciele. Ale nie powołano komisji parlamentarnej, by zakazać tych praktyk.

Burka nie jest wymogiem religijnym. Ujawnia ona lęk, jaki mężczyzna odczuwa wobec kobiety – robi on wszystko, by ją zasłonić, tak, by mógł ją oglądać on i tylko on. Mężczyzna akceptuje istnienie kobiety tylko pod warunkiem pozbawienia jej wolności. To nie ma nic wspólnego z islamem, jest raczej seksistowską patologią.