Jakiej Platformy potrzebuje polityka polska? Między „Zlepem” a „Zlewem”

Po wielkiej porażce czas na przegrupowanie sił i środków. Groźba rozpadu PO wciąż wydaje mi się realna. Tymczasem nowy układ sceny parlamentarnej, i w ogóle politycznej, wymaga poważnej refleksji.

Wielu Polaków – około połowa aktywnych wyborczo – uważa, że PO polska polityka w ogóle nie potrzebuje. Podobnie uważa część elektoratu lewicy. Miller wielokrotnie atakował w kampanii wyborczej Platformę, czasem nawet ostrzej niż PiS. Ale wyborcy to lewicę odesłali z kwitkiem, a nie PO.

Kto uważa, że bez lewicy niemożliwa jest demokratyczna reprezentacja społeczeństwa, ma kłopot. Ja też, choć nie byłem i nie jestem wyborcą lewicy. Przegrana tzw. Zjednoczonej Lewicy wzmocniła na dodatek obóz Zjednoczonej Prawicy, dając jej większość parlamentarną. Tak to „Zlep” utuczył się na błędach „Zlewu”, ciągnących się od nieszczęsnej kandydatki SLD na prezydenta. Podzielona lewica służy prawicy tak samo jak podzielony obóz liberalny w szerokim słowa rozumieniu.

Gdyby Petru nie grymasił na PO, a PO na Petru, i gdyby stworzyli wyborczą koalicję – przewaga PiS w parlamencie byłaby mniejsza, podobnie jak groźba antysystemowej koalicji PiS-Kukiz, która będzie próbowała przekształcić Polskę w państwo pół-demokratyczne, pół-jednopartyjne, czyli autorytarne.

Nim Platforma wybierze lidera z pełnym mandatem demokratycznym, powinna się zastanowić nad rolą, jaką ma odgrywać w nowej sytuacji politycznej. Moim zdaniem Platforma kopiująca populizm narodowo-socjalistyczno-katolicki PiS to byłby ponury żart. To już lepiej niech dołączy do „Zlepu”. Wiadomo, że niektórzy w PO wciąż tęsknią za projektem PO-PiS. Pytanie, czy prezes Kaczyński, upasiony politycznie na porażkach PO i lewicy, miałby w ogóle ochotę brać platformianych frondystów na pisowski pokład. Raczej nie sądzę.

Co zostaje Platformie? Chyba tak naprawdę tylko jedno: być partią liberalnego centrum, spoglądającą ku elektoratowi zawiedzionemu lewicowym milleryzmem i odrzucającą radykalny socjalizm Razem. Innej Platformy polskiej polityce pod rządami „Zlepu” nie potrzeba. To, kto stanie na czele partii, będzie sygnałem, jak PO rozumie samą siebie. A od tego zależy jej przyszłość, a może i przyszłość polskiej demokracji.