Referendum 6 września: strata czasu i kasy

Inicjatywa referendalna nie pomogła prezydentowi Komorowskiemu wygrać z Andrzejem Dudą. Nie można jej wyrzucić na polityczny śmietnik po przegranej, bo prawo trzeba szanować. Ale po raz pierwszy od 1989 r. nie zamierzam iść do urny.

Referendum sprowadzone do poziomu plebiscytu, niepoprzedzonego żadną rzeczową dyskusją, pozwalającą sobie wyrobić jakieś zdanie na własny rachunek i o własnych siłach – to nie mój wariant demokracji. To narodowy sondaż, który nie powinien być traktowany inaczej niż sondaże przedwyborcze.

Tę tendencję wzmacniają nowe propozycje pytań referendalnych. Palikot chce pytać o stosunek Polaków do finansowania Kościoła z budżetu państwa i do lekcji religii (katechezy) w szkołach publicznych. Lider Solidarności Piotr Duda wraz z liderką PiS panią Beatą Szydło proponują pytania o wiek emerytalny, posyłanie sześcioletnich dzieci do szkoły i status złotodajnych Lasów Państwowych.

Gdybym poszedł, głosowałbym tak
– JOW-y: NIE
– finansowanie partii politycznych z budżetu: TAK
– rozstrzyganie wątpliwości na korzyść podatnika: NIE MAM zdania, wątpliwości mogą być zasadne.

A gdyby doszło do rozszerzenia listy pytań, głosowałbym tak:
– finansowanie Kościoła z budżetu państwa: NIE MAM zdania, bo sprawa jest zawiła, państwo zobowiązało się np. finansować niektóre uczelnie katolickie i finansuje tzw. Fundusz Kościelny, który służy potrzebom emerytowanych duchownych także niekatolickich.
– lekcje religii w szkołach publicznych: JAK WYŻEJ, pacta sunt servanda, zwartych porozumień się dotrzymuje, a państwo zobowiązało się do wprowadzenia katechizacji i pokrywania jej kosztów.
– wiek emerytalny: znów nie mam prostej odpowiedzi, dla mężczyzn bym zostawił 67 lat, dla kobiet obniżył do 65.
– sześciolatki do szkoły: TAK
– Lasy Państwowe: TAK, zmienić status.

No i tyle. Jak ktoś chce się bawić w plebiscyt, wolny kraj. Tylko nie udawajmy, że tu chodzi o coś innego niż czystą doraźną politykę w myśl sentencji „ciemny lud to kupi”.