Nie ufam zielonej koniczynce, czyli dokąd zmierza PSL Piechocińskiego?

Mój mentor, Leszek Kołakowski, gotów był głosować na Polskie Stronnictwo Ludowe. Tak samo jak Władysław Bartoszewski. Ale czy na obecne?

Historycznie najstarsze działające stronnictwo polityczne ma wielkie zasługi dla polskiej demokracji i państwowości, a zwłaszcza dla postępu na polskiej wsi. Ale dziś jawi się jako siła nieprzewidywalna.

Odkąd przywódcą PSL został Janusz Piechociński, nieprzewidywalność się nasila. PSL przestaje być elementem stabilizacji sceny politycznej, zaczyna być elementem destabilizacji.

Jaki to partner koalicyjny, który nie popiera polityki koalicyjnego rządu w tak ważnej sprawie jak agresja rosyjska w Ukrainie wschodniej? Jaki to partner, który wystawia swojego kandydata w wyborach prezydenckich, a ten odcina się od polityki wschodniej własnego państwa?

Interesy państwa w sytuacji kryzysu spowodowanego przez Rosję putinowską to sprawa ważniejsza niż interesy partyjne. Stronnictwo ma oczywiście prawo do własnej polityki. Chcą wejść do następnego parlamentu i odnosić sukcesy wizerunkowe. Nie zmienia to faktu, że swymi ostatnimi posunięciami sami odbierają sobie wiarygodność jako partner PO w następnej kadencji.

Prof. Jan Zielonka sugerował w swym blogu na portalu Polityka.pl, że PSL jest już dogadany politycznie z PiS, a Piechociński będzie kandydatem na premiera, jeśli PiS wygra wybory. Ostatnie doniesienia o aktywności Piechocińskiego na odcinku radiomaryjnym wydają się kolejnym przykładem, że coś może być na rzeczy.

PSL należy jednak w Parlamencie Europejskim do frakcji chadeckiej, a polityczny rydzykizm nie ma nic wspólnego z ideą chrześcijańsko-demokratyczną. Ruch Rydzyka politycznie biorąc jest populistycznym nacjonalizmem, chadecja, jak Kościół, nacjonalizm odrzuca jako sprzeczny z chrześcijańskim uniwersalizmem.

U swoich źródeł polski ruch ludowy nie był klerykalny. Mam w domowej bibliotece tom „Witos o demokracji”, wydany za czasów premiera Pawlaka (1995). Witos promował praworządność i demokrację. Bronił jej przed sanacją, podał swój rząd do dymisji po zamachu majowym w 1926 r. Bojówka piłsudczykowska napadła na niego w Wilnie. Po sześciu latach na emigracji politycznej wrócił do Polski w 1939 r. Odrzucił kolaboracyjną ofertę hitlerowską. Zmarł u początków Polski komunistycznej. To były czasy, kiedy koniczynka mogła być wiarygodna.

Pisał Witos: „Biada nam, gdyby w Polsce odrodzonej na nowo górę wzięły koteria, małostkowość, nieuctwo, pycha, samolubstwo i zaślepienie, owe symptomy zwiastujące słabość i upadek. Polska nie może co jakiś czas kłaść się do grobu i z niego wstawać. Nie może dokonywać prób ze swoją siłą i wytrzymałością. Musi też zejść z obłoków i chodzić po ziemi. Musi działać rozumnie i zgodnie, aby sobie pozyskać poważanie i cele swoje osiągnąć”. Prorocze słowa.

Obecne PSL przedstawia siebie jako opokę katolickiej polskości. Nie ma w tym nic złego, lecz stawia znak zapytania nad tym, w jakim kierunku szedłby ewentualny rząd PiS-PSL z Piechocińskim na czele, a z Jarosławem Kaczyńskim w tylnym fotelu. Nie można wykluczyć, że byłby to rząd paraliżu, rozszarpywany przez sprzeczne interesy – opieszały, nieudolny, niechętny zmianom kulturowym, skupiony na osłabianiu rywali politycznych i odcięty od głównego nurtu polityki europejskiej.

W Polsce wciąż jest potrzebna partia ludowa, bo takie są nasze realia społeczne. Zniknęła „socjalistyczna” klasa robotnicza rekrutująca się z ludu, lecz sam lud nie zniknął i powinien mieć swą polityczną reprezentację. O ile lewica jest dziś w rozsypce i nie widać, jak miałaby się politycznie odrodzić, o tyle ludowcy mogą mieć przyszłość, jeśli nie zamkną się w przaśnym skansenie chłopskości.

Trudno zrozumieć, jaki mieliby mieć interes w zawarciu koalicji z PiS-em. Z PiS-em przecież konkurują o głosy ludu. Jak się kończą zawierane z nią koalicje, wiedzą dziś nawet polityczne żółtodzioby. Oceniam obecną politykę ludowców bardzo krytycznie, lecz za żółtodziobów ich wciąż jeszcze nie uważam.