Rosja nie odpuszcza w Ukrainie, czyli mity propagandy putinowskiej

Dobrze, że na uroczystościach oświęcimskich nie będzie prezydenta Putina. To on ponosi odpowiedzialność polityczno-moralną za krwawy konflikt na wschodzie Ukrainy.

Prawie codziennie znów giną tam dziesiątkami niewinni ludzie. W tej sytuacji obecność Putina w manifestacji na rzecz pokoju i życia, a przeciwko wojnie i nienawiści byłaby niestosowna.

Jeden rozkaz Putnia wystarczy, by przerwać koszmar. Póki Putin go nie wydaje, trudno traktować go jako lidera politycznego na takich samych prawach jak liderzy państw demokratycznych.

To, że są w Europie politycy gotowi go tak traktować, np. w Stambule, Budapeszcie czy w Atenach, nie zmienia faktu, że obecna polityka Putina jest dla Europy niebezpieczna i powinna być przez demokratyczną Europę kontrowana, a sam prezydent Rosji powinien być w niej politycznie izolowany.

Tymczasem Rosja atakuje Mariupol przy pomocy separatystów, aby przebić korytarz lądowy do Krymu. Nic dziwnego, że Kijów ogłasza stan wojenny w Donbasie. Jeśli Rosja rozwinie tę ofensywę, sytuacja stanie się jeszcze bardziej niebezpieczna. Zmusi Kijów do kontrakcji, która nie może się powieść, za to może drastycznie zwiększyć straty w ludziach i infrastrukturze, co z kolei zmusi Zachód do kolejnej serii sankcji.

Zachód nie chce eskalacji konfliktu, to Rosja go eskaluje, wykorzystując swoją przewagę na terenach nim objętych. Jest to przewaga operacyjna, choć niekoniecznie strategiczna, a także propagandowa. Elementy wojennej propagandy rosyjskiej trafiają do ludzi nawet na Zachodzie, mimo że mają dostęp do pełnej puli informacji.

Mity propagandowe putinistów sięgają po przykłady interwencji Zachodu w Jugosławii czy w świecie muzułmańskim i po ordynarne kłamstwa. Ale prawda jest dużo bardziej skomplikowana.

1. Kosowo nie było Krymem. W Kosowie trwała wojna domowa między etniczną większością albańską a serbską. Na Krymie żadnej wojny nie było, tamtejszym Rosjanom nie groziła śmierć z ręki ukraińskiej „Armii Wyzwoleńczej”. Uniezależnienie Kosowa od Serbii zostało uznane przez kilkanaście państw, aneksji Krymu przez Rosję na razie nie uznał nikt. Nie było prześladowań ukraińskich Rosjan, były błędy polityczne z ociąganiem się władz centralnych z budową nowoczesnej autonomii w ramach państwa unitarnego, ale obecny rząd je naprawia.

Ogłoszenie samozwańczych „republik” naprawę tych błędów uniemożliwia. Ciągłe łamanie przez separatystów i ich rosyjskie zaplecze porozumienia mińskiego z września 2014 paraliżuje cały proces polityczny mający zakończyć konflikt zbrojny.

2. W Kijowie doszło do wymuszonej zmiany władz, ale może by do niej nie doszło, gdyby ekipa Janukowycza potraktowała sytuację tak poważnie, jak ona na to zasługiwała, i działała w duchu krótkotrwałego uzgodnienia z reprezentantami Unii Europejskiej. Nowa władza ma dziś legitymację demokratyczną, samozwańcy z ukraińskich „republik ludowych” mają legitymację putinowską.

3. Ukrainą nie rządzą żadni faszyści i banderowcy, tylko politycy wybrani w powszechnych wyborach przeprowadzonych w niezwykle trudnych warunkach zadowalająco. Są wśród nich nacjonaliści różnych odcieni, ale nie stanowią większości. Ekipa Poroszenki i Jaceniuka jest proeuropejska i prozachodnia, czego nie da się pogodzić z nacjonalizmem, a tym mniej z faszyzmem. Oligarcha Poroszenko w roli prezydenta wypada całkiem nieźle i wiarygodnie. Putin, a tym bardziej przywódcy separatystów – są przekonujący tylko dla przekonanych lub przestraszonych.

4. Obciążanie winą za zbrodnie separatystów lub żołnierzy rosyjskich strony ukraińskiej nie wytrzymuje krytyki, na co dowody ma nie tylko amatorski internet, lecz także zachodnie agencje wywiadu.

5. Interwencje Zachodu można różnie oceniać. Wojny irackie rzeczywiście trudno uznać za sukces. Powstał chaos, w którym narodził się fanatyzm kalifatu. Afganistan będzie trudno utrzymać, bo Zachód popadł w konflikt nie tylko z talibami, lecz także z Rosją, która mu tam logistycznie pomagała z obawy przed dżihadystami u siebie.

6. Duży problem miał i ma Zachód z wojną domową w Syrii, a skutkiem błędów polityki przede wszystkim amerykańskiej jest między innymi niekorzystny dla Zachodu zwrot polityki tureckiej. Zgoda więc, że bilans jest niedobry, lecz interwencje zachodnie nie mają wiele wspólnego z ideologią interwencji putinowskiej. Były to wojny przeciw tyranom, w obronie zachodniego rozumienia wolności i praw człowieka. W Kijowie tyrana nie było i nie ma, Moskwy nie zaatakował (na szczęście) porwany przez banderowców samolot.