„Króliki” Franciszka

Papież lubi rozmawiać w ogóle, a z mediami w szczególności. W drodze powrotnej z Filipin do Rzymu rozmawiał z dziennikarzami obsługującymi jego wizytę w Azji. To już stały element papieskiej strategii komunikacyjnej. Udzielił dużo więcej obszernych wywiadów, niż napisał papieskich tekstów. Ceną za to są retoryczne wpadki, jak ta z „królikami”.

Nie zabrzmiało dobrze porównanie Europy do bezpłodnej staruszki, jakie papież zrobił w przemówieniu do Parlamentu Europejskiego. Tym razem zgrzytnęło, gdy – z góry przepraszając – zaznaczył, iż „niektórzy uważają, że aby być dobrym katolikiem, powinniśmy być jak króliki. Nie! W rodzicielstwie najważniejsza jest odpowiedzialność”.

Franciszek ma oczywiście rację, ale powiedział szybciej, niż pomyślał. Bo po pierwsze Kościół, którym kieruje, popiera rodziny wielodzietne. Po drugie, jak mogły się one poczuć po słowach papieża? Przecież wiele z nich na pewno daje radę, troszczy się o swoją gromadkę, może być przykładem odpowiedzialności.

Franciszek o tym zapomniał. „Króliki” wyskoczyły z papieskiego słownika w kontekście kościelnej polityki rodzinnej. Franciszek poparł encyklikę Humanae vitae, w której Paweł VI podtrzymał kościelny zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych wbrew oczekiwaniom wielu katolików, w tym duchownych.

Ale to nie znaczy, że teraz Franciszek mrugnął okiem: Jak was nie stać materialnie i psychicznie na wiele dzieci, to pomyślcie, jak tego uniknąć. Nie, Franciszek nie jest liberałem. Jest duszpasterzem znającym życie.

Tak, nie ma się co cieszyć z ujemnego przyrostu demograficznego w katolickich krajach, jak Hiszpania czy Włochy, ale z tego nie wynika, że „chrześcijanin musi masowo robić dzieci. Zrugałem kilka miesięcy temu w parafii kobietę, która była po raz ósmy w ciąży i była po siedmiu cesarskich cięciach. Czy pani chce osierocić dzieci?”. Nie trzeba rzucać Bogu wyzwania. Zdaniem papieża optymalna liczba dzieci to trójka.

Podejście Franciszka jest sensowne, a mimo to w świecie katolickim jego wypowiedź wywołała konsternację. Rykoszetem ugodziła jakoś w promocję polskiej Karty Dużej Rodziny podpisanej niedawno przez prezydenta Komorowskiego. Papież oczywiście nie musiał wiedzieć o polskiej ustawie ani nie zasłużył na obelgi publicystów pokroju Rafała Ziemkiewicza. Swoją ulubioną metodą rzucili się na jedno zdanie wyrwane z kontekstu, a sam Ziemkiewicz ironizował, że papież ma słabe pojęcie, jak funkcjonują media.

Myślę przeciwnie. Papież ma o tym dobre pojęcie, bo – jak wiadomo – osiągnął w nich status niemal celebryty. Franciszek kocha media, a media, i to świeckie, kochają Franciszka. I wszystko mu wybaczają. Ale czy wybaczą mu polscy obrońcy rodziny wielodzietnej?