Pegida dziś nie pomaszeruje

Ksenofobiczny ruch Pegida odwołał planowaną na poniedziałek w Dreźnie manifestację z obawy przed atakiem dżihadystów. Kolejny przykład, jak islamofobia żywi islamofaszyzm.

Marsze Pegidy są popularne nie tylko w Dreźnie. Pod hasłami „żądamy szacunku i tolerancji dla narodu” („Volk”) gromadzą się ludzie w innych miastach niemieckich. Ale popularne są też i coraz liczniejsze niemieckie marsze przeciwko pochodom Pegidy.

Oficjalnie Pegida chce bronić Europy przed islamizacją. W nerwowych czasach mało kto ma ochotę wchodzić w detale definicyjne: co to znaczy „islamizacja”? Kiedy i gdzie do niej dochodzi? Dlatego Pegida ma poparcie nie tylko skrajnej prawicy, neonazistów, chuliganów piłkarskich, lecz także tej części społeczeństwa, która po prostu lęka się o bezpieczeństwo.

To ułatwia Pegidzie przedstawianie się jako ruch ponad podziałami, który chce bronić kultury judeochrześcijańskiej. Nie wszyscy w Europie kupują to przesłanie. Nawet redakcja „Charlie Hebdo” nie kupuje, choć Pegida manifestuje z nią solidarność. Oto satyryczna riposta pisma:Anti-Pegida-KarikaturJesteśmy ofiarami antyrasistowskiego rasizmu, oświadcza ze łzą w oku ogolony osiłek z pałką w ręku i znakami SS na ciele. Skąd się bierze poparcie dla Pegidy, stara się wyjaśnić opiniotwórczy niemiecki tygodnik „Spiegel”. Nie można Pegidy ignorować, należy jednak ostrzegać przed negatywnymi społecznie skutkami jej antyimigranckiej i antyislamskiej retoryki.

Kilka dni temu w Dreźnie zamordowano młodego Erytrejczyka, na drzwiach ktoś mu przedtem wymalował swastykę. Prawdziwa walka toczy się nie o to, by obronić Europę przed islamizacją, lecz aby obronić ją przed zderzeniem dwóch skrajnych mniejszości: dżihadystów i islamistów po stronie muzułmańskiej z islamofobami po stronie niemuzułmańskiej.

Każdy kolejny zamach utrudnia to zadanie, bo coraz więcej ludzi zaczyna się zastanawiać, czy aby nie poprzeć w tym punkcie skrajnej prawicy. Partie takie jak Front Narodowy Marine Le Pen odcinają wyborcze kupony od tej mieszaniny lęku i niepewności, jakie wiszą nad Europą. Jej obywatele na zachodzie boją się dżihadu, na wschodzie – Putina. Nic dobrego z tego nie będzie.

Miliony muzułmanów z Europy nie znikną, więc musimy zacząć na nowo układać sobie wspólną egzystencję. Straszenie każdym muzułmaninem jako terrorystą wpycha umiarkowanych wyznawców islamu w objęcia dżihadystów. Islamofobia potęguje islamofaszyzm.

Zamachy w imię islamu muszą być potępiane przez muzułmańskich liderów opinii, a zdarza się to niestety nie tak często i jednoznacznie, jak powinno.

Nie ma co przemilczać faktu, że wiara żydowska czy buddyjska nie stanowi przeszkody, jeśli jej wyznawca chce się zintegrować ze społeczeństwem typu zachodniego, np. we Francji.

Pytanie brzmi: jaki model integracji jest dziś możliwy po masakrze w Hebdo i wcześniejszych, nie tylko we Francji, także w innych krajach Europy i Zachodu, a także po wojnach, jakie Zachód toczył i toczy w świecie muzułmańskim i w obliczu przejmowania „narracji” po obu stronach – muzułmańskiej i niemuzułmańskiej – przez radykałów? Obawiam się, że nie wiemy, jaki.