Czy Putin pójdzie na całość?

Rosja jest z Zachodem w stanie zimnej wojny. Codziennie przychodzą nowe złe wiadomości. Mnożą się próby testowania sprawności bojowej NATO. We wschodniej Ukrainie dalej trwa dziwna i krwawa wojna.

Putin mówi niezmiennie językiem konfrontacji. Innego głosu oficjalnej Rosji nie ma, bo cała oficjalna Rosja mówi od aneksji Krymu Putinem. Nawet pokojowy noblista Michaił Gorbaczow popiera obecny kurs Putina bez zastrzeżeń. Czy Rosja od zimnej wojny przejdzie do gorącej?

Są takie opinie. Do wojny gorącej, czyli wkroczenia wojsk rosyjskich już nie pod kamuflażem, tylko pod flagą Rosji, może dojść, gdy separatyści na wschodzie Ukrainy nie dadzą rady utrzymać swego panowania o własnych siłach. Otwarta rosyjska inwazja na Donbas mogłaby się przemienić w konflikt na całym terytorium państwa ukraińskiego. A wtedy zagrożony jest bezpośrednio wschodni limes NATO i UE, czyli Polska i państwa bałtyckie. Wystarczy jakiś incydent, jakiś błąd, jakaś prowokacja, i jeszcze większe nieszczęście gotowe.

Nie chcę spekulować, jak by wyglądał zbrojny konflikt Rosja-Nato. Na wieść, że Rosjanie testowali niedawno pocisk średniego zasięgu zdolny przenosić ładunek atomowy (R-500), ktoś w Pentagonie rzucił pomysł, że może należy z powrotem rozmieścić amerykańskie rakiety o podobnych zdolnościach. Brzmi groźnie, ale przecież to nie Ameryka prowokuje, tylko Rosja.

Obama chce dowieźć pokój (jest w końcu pokojowym noblistą) do końca swej prezydentury. Nie jest pewne, czy podpisze ustawę Kongresu o wsparciu sprzętem wojskowym armii ukraińskiej. NATO nie uderzy pierwsze, bo jest sojuszem obronnym.

Rosja nie jest w sojuszu z nikim, z nikim się nie musi i nie chce konsultować. Nieprzewidywalny samowładca, który nie natrafia na sprzeciw we własnym kraju, i izolacja od Zachodu na własne życzenie – upodabniają politykę rosyjską do północnokoreańskiej. Rosja sama przechodzi do obozu państw zbójeckich.

Europa zachodnia nie kwapi się do konfrontacji. Na Francję nie ma co się oglądać, Putin ma w niej poparcie nawet partii Le Pen. W Niemczech kanclerz Merkel lepiej rozumie powagę sytuacji i póki trzyma ster, Putin się z nią liczy bardziej niż z prorosyjskimi legendami twardej lewicy. Ale Merkel odejdzie, bo nie chce i nie może być niemieckim Putinem.

Rosja putinowska mówi dziś językiem siły i tylko taki język rozumie i respektuje. Rosyjska propaganda nic sobie nie robi z zachodnich krytyk, bo urabia Rosję w duchu konfrontacji i instruuje pożytecznych idiotów Putina na Zachodzie.

Wszystko razem sprawia wrażenie przygotowywania się do konfliktu na skalę większą niż obecnie na Ukrainie. Oczywiście jest w tym też element wojny psychologicznej, straszenia społeczeństw Europy, zwłaszcza tych, które mają o rządach rosyjskich mgliste pojęcie i nie zaznały szoku takiego, jak Polska czy państwa bałtyckie, gdy Rosja sowiecka zaczęła je urządzać po swojemu.

Strach jednak nie jest dobrym doradcą. Rosja putinowska nie jest ani tak silna, jak chce nam wmówić rosyjska propaganda, ani tak słaba, by można było ją lekceważyć. Jedyna sensowna polityka wobec Putina musi być drużynowa. Póki w zasadniczych sprawach NATO i UE zachowują jedność i nie dają się rozgrywać Kremlowi, jest szansa, że Putin nie pójdzie na całość, a może nawet nie wejdzie do Donbasu.