Banany dla neonazistów

Niemieckie miasteczko Wunsiedel zrobiło w konia niemieckich neonazistów. Może ktoś skopiuje ten pomysł u nas?

Mieszkańcy mieli dość corocznych marszów czcicieli Hitlera i Hoessa. Trzeba było zamykać sklepy i lokale, chować się w domach.

W tym miasteczku do 2011 r. był grób Rudolfa Hoessa, komendanta Auschwitz. Po schwytaniu przez Brytyjczyków został przekazany władzom w Warszawie. Skazany na śmierć, został powieszony na terenie obozu Auschwitz w 1947 r. Przed egzekucją wyspowiadał się i otrzymał ostatnie namaszczenie od polskiego księdza jezuity.

W końcu cierpliwość społeczności się wyczerpała. Ponieważ środkami prawnymi nie zdołano uzyskać delegalizacji marszu, wymyślono fortel. Mieszkańcy i lokalni biznesmeni porozumieli się z organizacją Exit Deutschland, która pomaga urządzić się w normalnym życiu neonazistom, którzy wycofali się z ruchu.

Figiel polegał na tym, że za każdy metr przemaszerowany przez miłośników Hitlera, III Rzeszy i Hoessa biznesmeni zgodzili się przekazać na konto organizacji pewną sumę pieniędzy z własnych funduszy. W sumie na liczniku wybiło kwotę 10 tys. euro.

Na trasie marszu rozwieszono plakaty, które nie pozostawiały wątpliwości, że neonaziści wzięli dobrowolnie udział w akcji przeciwko neonazizmowi. U mety stał stół, gdzie na około 200 uczestników czekały banany. Niech się posilą i idą dalej, każdy metr się liczy. Brawo Wunsiedel!