Prezydent Duda. Bingo czy falstart?

PiS stara się odwrócić uwagę od afery madryckiej z trzema byłymi posłami partii Jarosława Kaczyńskiego. Prezes zgłasza kandydaturę posła Andrzeja Dudy na prezydenta Polski. Bingo czy falstart?

Nie wiadomo, co na to pisowscy alianci: mówiono przecież o prezydenckich ambicjach Ziobry i Gowina. Nie wiadomo, jaki ciężar ma deklaracja prezesa PiS: czy to już causa finita i nie będzie żadnej dalszej dyskusji, bo partyjne prawybory prezes już skreślił. I czy to ostateczne odesłanie na śmietnik pisowskiej polityki prof. Glińskiego, który miał być przecież premierem, a może nawet prezydentem z ramienia PiS?

Na miejscu posła Dudy przestudiowałbym losy niegdysiejszych liderów PiS, włącznie z posłem Hofmanem. Łaska prezesa na pstrym koniu jeździ, plotkują w PiS. Nie ma pewności, czy Duda nie zostanie przez prezesa wymieniony na jeszcze kogoś innego. Prezes ma do swych podwładnych partyjnych stosunek instrumentalny. Traktuje ich jak klocki. Wczoraj Hofman, dziś Brudziński, wczoraj Gliński, dziś Duda. Jutro?

Każdy wódz partyjny tak traktuje dzisiaj swych towarzyszy, ale przecież można się na takie traktowanie nie godzić i ocalić choćby odrobinę osobistej suwerenności. Poseł Duda miał minę taką sobie, gdy prezes obwieszczał swe zamiary wobec niego. Tak jakby wyczuwał, że to improwizowane pod wpływem chwili pasowanie go na prezydenta in spe jest jednak bardziej upokorzeniem niż dowodem uznania jego politycznego dorobku i statusu partyjnego przez Kaczyńskiego.

Ten dorobek nie jest imponujący. Duda nie ma też formatu prezydenckiego, choć na tle innych bliskich współpracowników Kaczyńskiego sprawia wrażenie korzystne, stosunkowo młody, uśmiecha się, ma maniery, mówi z umiarem. Ale to za mało, więc będzie trzymany na krótkiej smyczy. Jest teraz potrzebny do „przykrycia” w mediach sprawy madryckiej.

Kiedy wrzawa wokół niej ucichnie, na plan pierwszy znów wysunie się prezes i jego akolici. Kaczyński nie chce przegrać z Komorowskim, to jasne. Oświadcza, że chciałby być premierem. Ale żeby był znowu premierem – na to nie ma wielkich szans. Pozostaje mu wyciąganie kolejnych kart z rękawa – dziś dżokerem jest Duda – mianowanie kolejnych delegatów do sukcesu i stwarzanie pozorów, że panuje nad sytuacją.

Tymczasem rzeczywistość okazuje się dziś taka, że rezerwy kadrowe PiS są płytkie. Kandydatura Dudy jest tego pośrednio dowodem. Prezes wyczyścił partię z ludzi politycznej wagi ciężkiej. Nie ma swego Bronisława Komorowskiego ani swojej Ewy Kopacz.