I po synodzie

Kościelni konserwatyści dopięli swego. W finalnym dokumencie Synodu Biskupów o rodzinie kontrowersyjne paragrafy o homoseksualistach i rozwiedzionych uległy rozwodnieniu.

Choć za wersją pierwotną, która odbiła się szerokim echem w świecie i wzmogła zainteresowanie Synodem także poza Kościołem rzymskokatolickim, głosowała większość spośród prawie 200 obecnych biskupów, to nie była to wymagana w tym przypadku większość dwóch trzecich. Sukces konserwatystów jest więc niejednoznaczny. Dopięli swego, bo zwykła większość nie wystarczyła, by zachować formuły liberalne.

Za to można mówić o sukcesie samego Franciszka, który zwołał synod i zachęcał do szczerej i otwartej dyskusji. I tak się stało, może nawet ku zaskoczeniu samego papieża, który cieszył się z synodu między innymi dlatego, że był taki, jaki był, bez z góry przygotowanego wyniku, bez przygotowanego wcześniej scenariusza.

Świat przekonał się, że nawet w kwestiach trudnych Kościół nie mówi jednym głosem, że są w nim istotne różnice nastawienia. I że obóz zwolenników ewolucyjnych zmian (nie doktryny, lecz duszpasterskiej praktyki i procedur prawnych) jest całkiem spory i dobrze komunikuje się z opinią publiczną.

Opór nie tylko przeciwko zmianom, ale nawet otwartej dyskusji na ten temat, wydaje mi się pośrednim okazaniem słabości i nieprzygotowania do takiej debaty, a inna przecież nie ma sensu. Niewiele będzie w Kościele pożytku z dyskusji pozorowanej, gdzie nie podejmuje się spraw trudnych i wszyscy mają takie samo zdanie. Tak się dyskutowało „za komuny”, tak się dyskutuje w Korei Północnej czy Chinach Ludowych.

Oczywiście debaty nie zastąpią realnych zmian polityki i praktyki kościelnej. Ale mogą do nich prowadzić. Sądzę, że te zmiany nadejdą wskutek oddolnego nacisku różnych grup katolików o nastawieniu reformatorskim. U nas nieprędko, bo w Kościele w Polsce katolicyzm konserwatywny ma de facto monopol przekazu, a młodzi księża bywają jeszcze bardziej konserwatywni i politycznie prawicowi niż średnie pokolenie, włącznie z biskupami.

Ewolucję, jak zawsze, wymusi życie. Przyspieszenie zmian nastąpi, gdy liczba praktykujących spadnie poniżej dwudziestu procent. To kwestia dekady.