Vaszek

Zmarł Vaclav Burian. Czech, poeta, tłumacz Miłosza, redaktor zasłużonego dla czeskiej wolności polityczno-społecznego pisma „Listy”,   zaprzyjaźniony z polską literaturą i kulturą. Żegnam Go tutaj, bo nie mogę w Ołomuńcu, gdzie mieszkał i gdzie spocznie.

Odwiedzaliśmy tam Vaszka i jego towarzyszkę życia prywatnie, ale raz z okazji wręczenia Medalu św. Jerzego (nagrody „Tygodnika Powszechnego”) innemu Vaclavowi – Havlovi. Burian był gospodarzem uroczystości, która – jak to w tym kręgu czeskiej i polskiej inteligencji – łączyła humor z powagą.

Nasz Vaszek należał do pokolenia czeskiej opozycji, której symbolem stał się właśnie Havel. Było to pokolenie moralnego protestu przeciwko zdławieniu siłą demokratycznej Praskiej Wiosny w 1968 r., której uczestnikiem był ojciec Vaszka.

Vaszek nie miał w sobie nic z zawodowego rewolucjonisty. Był wolnym duchem, długowłosym hipisem, który przedzierzgnął się z wolna i autonomicznie w konesera i profesjonalistę. Zawsze miał coś ciekawego do opowiedzenia lub pokazania i w Ołomuńcu, i na Morawach. Był też dla mnie przewodnikiem po kulturze i polityce czeskiej i czechosłowackiej.

Gdy dwa lata temu odwiedziliśmy ich, jak się okazuje, ostatni raz w życiu, nie obeszło się bez wizyty w piwiarni Ponorka (bez trudu wyrabiał czeską normę w piciu i paleniu). W „Ponorce” (łódź podwodna, pamiętacie „We all Live in a Yellow Submarine”?) nie tylko się piło, lecz także słuchało poezji i muzyki na żywo. Legenda miejska głosi, że był tam sam Allen Ginsberg podczas swych wypraw za Żelazną Kurtynę, do Czechosłowacji i do Polski.

Vaszek zachwycał się upadkiem reżimu i korzystał z wolności, jaka po nim przyszła. Mógł wreszcie jeździć do Krakowa, Warszawy, Wrocławia bez przeszkód. Zapraszać przyjaciół z „Tygodnika Powszechnego” do „Alchemii”, kupować tonami książki, chodzić na wystawy i koncerty, a interesowało go prawie wszystko.

Widział słabe strony wolności, i czeskiej (krytycznie pisał w „Polityce” o prezydenturze Klausa), i polskiej, ale nie narzekał nigdy pod miarę ani w sprawach publicznych, ani osobistych. Doskonale reprezentował coraz rzadszy gatunek „konserwatywno-liberalnych socjalistów” i agnostyczno-chrześcijańskich ekumenistów.

O zasługach Vaszka jako tłumacza, o jego wierszach, będą mówić bohemiści i poloniści, krytycy i redaktorzy literaccy. Ja żegnam się z nim z wielkim smutkiem, ale jakoś pogodnym, bo Zmarły zostawia po sobie niemało dla nas wszystkich. Ahoj, Vaszku! Jsme z Tebou, Zuzano.