Na Anioł Pański biją dzwony

Na jednym z warszawskich osiedli proboszcz w miejscowym kościele dręczy ludność od rana do wieczora biciem dzwonu. Nic sobie nie robi z zażaleń, bo nie ma ich wiele. Ludzie wolą nie zadzierać.

Czy lubimy być budzeni biciem kościelnych dzwonów w niedzielny poranek? Na pewno są tacy, którzy nie widzą problemu, bo akurat im nie biją. Albo lubią, jak im biją, bo tak było zawsze. Niektórym nawet to bicie może się miło kojarzyć z jakąś sielanką czasu dzieciństwa.

Nie w tym rzecz. Tu chodzi o wielkie miasto. Nie wszyscy jego mieszkańcy życzą sobie takich pobudek i bicia w dzwony przez cały dzień. Nie życzą sobie transmisji mszy i kazań przez megafony wystawione na zewnątrz.

I mają prawo. Przestrzeń miejska należy do wszystkich: i do wierzących praktykujących, i niepraktykujących, i do niewierzących albo wierzących, i praktykujących, lecz nie w Kościele rzymskokatolickim. Trzeba szukać kompromisu. Nie jest to trudne: wystarczy ściszyć system nagłaśniający.

Mnie kościelna sygnaturka odzywająca się od czasu do czasu w mojej okolicy nie przeszkadza, ale poranny alarm dzwonowy owszem. Mam czasem wrażenie, że taki alarm jest jakby karą za to, że niektórzy do kościoła nie chodzą. A tak nie może być w katolickim kraju i mieście Jana Pawła II czy Prymasa Wyszyńskiego.

Odbieram te akty dźwiękowej inwazji tak samo jak wielokrotne zaśpiewy muezzinów z minaretów w świecie islamskim. Tam też meczety się nagłaśniają.

Kiedy w 2000 r. byłem jako korespondent POLITYKI z papieżem w Ziemi Świętej, z meczetu atakowało uszy papieża i wiernych zgromadzonych na mszy odtwarzane chyba z taśmy i mocno nagłośnione wezwanie do modłów.

Niby wszystko w porządku, bo islam tak każe, by wzywać do modłów pięć razy dziennie, ale jakoś trudno było się nam, korespondentom, oprzeć wrażeniu, że był to jednak akt nieprzyjazny. Łączy go z naszymi kościelnym alarmami dzwonowymi chyba taki nieprzyjemny i archaicznie plemienny przekaz: to jest nasza przestrzeń, wy tu jesteście obcy, wynocha. 

Tak nie mówi religia pokoju i miłości bliźniego.