Poseł Oleksy za chrześcijaństwem na lewicy

Pozytywnie zaskoczył mnie Józef Oleksy. Nie wiem, na ile to jakaś wewnętrzna rozgrywka w  SLD (może w kontekście eurowyborów), ale Oleksy słusznie prawi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że nurt chrześcijański w socjaldemokracji to normalne. I nic nie szkodzi, że mówi to były premier, który bynajmniej nie był w polityce aniołem.

Normalne, zgoda, ale w demokratycznych partiach lewicowych, które rozwijały się w wolnych krajach, odrzucając komunistyczny dogmatyzm i nie wtrącając się w życie prywatne swych sympatyków. Socjaldemokrata czy socjalista na Zachodzie ma prawo, jak każdy inny obywatel, do wyznawania i praktykowania wiary, jeśli jest wierzący.

W Anglii do dziś silna jest tradycja chrześcijańskiego socjalizmu. Wielu wybitnych polityków Partii Pracy przyznawało się do chrześcijaństwa. Niekoniecznie do katolicyzmu, prędzej do innych konfesji, choć ostatnio właśnie na katolicyzm przeszedł Tony Blair.

Myśl Oleksego nie jest więc rewelacją, ale w polskiej polityce tak się wszystko pogmatwało, że za znak firmowy lewicowości uważa się często antyklerykalizm i walkę z religią jako taką. Oleksy z niesmakiem mówi o posłach SLD przeciwnych uchwale sejmowej w związku z kanonizacją Jana Pawła II. I znów przyznaję mu rację: polityk lewicy może (choć oczywiście nie musi) głosować za taką uchwałą i jako człowiek wierzący (jeśli nim jest), i jako obywatel, który uważa papieża Wojtyłę za wielkiego Polaka i wybitną osobistość.

Szacunek okazany Wojtyle reputacji polityka lewicowego normalnie nie powinien szkodzić. Raczej przeciwnie.