Referendum na Krymie

Bomba tyka. Wybuchnie w niedzielę. Skutki będą dramatyczne przede wszystkim dla Rosji. Jeśli Rosja zgodzi się przyjąć Krym z powrotem w swoje granice, rzuci wyzwanie już nie tylko Ukrainie, lecz także USA i UE razem wziętym. To pachnie nową zimną wojną.

Po co to Putinowi, domyślamy się, ale po co Rosji, która przez długie lata po Putinie wciąż będzie odczuwała fatalne skutki jego krymskiej awantury?

Przyjęcie Krymu do Federacji Rosyjskiej oznacza zmianę granic państwowych drogą złamania umów międzynarodowych i pod osłoną ingerencji wojskowej. Zachód i inne państwa w regionie nie mogą nie odpowiedzieć ciężkimi sankcjami ekonomicznymi i politycznymi. Jeśli by nie zareagowały, ekipa Putina mogłaby uznać, że może wszystko. Brak reakcji na aneksję przez Hitlera Austrii i Czechosłowacji nie uchronił Europy przed wojną światową, natomiast rozzuchwalił III Rzeszę.

Argument ministra Ławrowa, że Rosja musi mieć prawo do interwencji w obronie swych obywateli, nie wytrzymuje krytyki. Po pierwsze, jest argumentem w stylu Hitlera. Niemcom sudeckim ani Austriakom nie działa się krzywda. Większości rosyjskiej na Krymie nie dzieje się nic złego. Od 60 lat Krym jest częścią Ukrainy, najpierw radzieckiej, teraz niepodległej. Krym ma szeroką autonomię. Nostalgia krymskich Rosjan za ZSRR czy Matuszką Rossiją i wściekłość na Euromajdan to słabe politycznie argumenty za secesją.

Po drugie, Putin ma jeszcze pole manewru. Może nie przyjąć Krymu do Rosji, mimo wyniku referendum. Jeśli Rosja pełzającą aneksję zalegalizuje na zasadzie gruzińskiej, wchodzi w otwarty konflikt z Zachodem, który nie może nie stanąć po stronie Kijowa, gdy ten zaapeluje do świata o pomoc w obliczu okupacji części terytorium Ukrainy, której integralność ma gwarancje międzynarodowe, włącznie z rosyjską.

Jeśli Rosja wtargnie dodatkowo do Ukrainy wschodniej, oba państwa i narody znajdą się w stanie wojny, gdyż Kijów nie może nie użyć wtedy siły zbrojnej przeciw agresorowi. Dalszy bieg wydarzeń trudno mi sobie wyobrazić.