Natalia i inni prawi Rosjanie w czasie marnym

Nie wszyscy w Rosji stoją murem za Putinem. Jest ich niewielu, ale to ich zapamięta historia, ich będą pamiętać ludzie poza Rosją zszokowani zbrojną interwencją rosyjską na Krymie. Ta tradycja osamotnionego sprzeciwu w obronie dobrej sprawy ma w Rosji długą tradycję.

Należę do pokolenia Polaków, które podziwiało tak zwanych dysydentów w ZSRR. Szczególne wrażenie zrobił na mnie protest na Placu Czerwonym przeciwko interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Trzeba było naprawdę odwagi i charakteru, by wtedy publicznie powiedzieć ,,nie” Kremlowi w samym sercu radzieckiego imperium.

Pod koniec sierpnia 1968 r. siedmioro prawych Rosjan wyszło na Plac. Między nimi Natalia Gorbaniewska. Prawie natychmiast zostali aresztowani. Natalia miała małe dziecko, przyszła z nim na demonstrację, więc zabrali się za nią później. Władza radziecka uznała ją za psychicznie chorą i uwięziła w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym. Kilka lat później została zmuszona do emigracji na Zachód.

Jeszcze podczas tłumienia praskiej wiosny w Czechosłowacji Czesi zasadzili na cześć siedmiorga prawych Rosjan drzewa w Hradec Kralove. Amerykańska pieśniarka Joan Baez dedykowała jej piosenkę. Natalia tłumaczyła polską literaturę na rosyjski, pisała w rosyjskiej prasie emigracyjnej o Katyniu i Solidarności, po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce poszła demonstrować pod ambasadę PRL w Paryżu. Pod koniec życia przyjęła obywatelstwo polskie, do Rosji na stałe nie wróciła.

Inna prawa Rosjanka, Anna Politkowska za swoje rzetelne relacje o wojnie w Czeczenii, ukazujące demoralizację obu stron, i za bezkompromisową krytykę polityki Kremla została zastrzelona przez ,,nieznanych sprawców”, jak w jakiejś satrapii na peryferiach cywilizowanego świata.

Myślę o niej, o Gorbaniewskiej i o innych podobnych Rosjanach, patrząc na wydarzenia w Ukrainie. Sądzę, że ci Rosjanie byliby dziś  z Majdanem i mniejszością ukraińską na Krymie, a w każdym razie nie z tłumami wiwatującymi na cześć ,,anschlussu” Putina.

Nie byli konformistami, byli ludźmi myślącymi na własny rachunek. Takimi jak demonstranci w Moskwie, którzy w tych dniach protestowali przeciwko awanturniczej polityce Putina wobec Ukrainy. Też było ich niewielu, choć o wiele więcej niż w 68., ale nieporównanie mniej niż podczas antyputinowskich demonstracji na Placu Błotnym w 2011 r. Konformizm, propaganda, represje robią swoje.

Jakże ponury jest kontrast z demokratycznymi krajami Zachodu. Tam przeciwko interwencji w Iraku protestowały setki tysięcy ludzi. Państwo nie użyło przeciw nim policji. Policja ochraniała antyrządowe demonstracje. W Rosji policja ochrania władze, bo władza zawsze ma rację, a obywatele wtedy, gdy zgadzają się z władzą.

Dziesiątki lat praktykowania wolności obywatelskiej – obojętne, w słusznej czy niesłusznej (np. protesty niemieckie przeciw instalacji rakiet amerykańskich w Europie w latach 80. ) sprawie – pokazują, na jakim etapie jest niezależne społeczeństwo obywatelskie i kultura demokratyczna w Rosji.

Na pewno nie jest to niestety etap zaawansowany. A może najgorsze dla mnie jest to, że kiedy policja wyłapuje tych dzielnych ludzi protestujących w dobrej sprawie, prawie nikt nie reaguje, nie wstawia się za nimi, nie próbuje powstrzymać policyjnej przemocy, choć demonstrujący siły nie używają. Dzielni, lecz izolowani.

Ale co tam. Podobnie było z dysydentami i opozycją demokratyczną w innych ,,demokracjach ludowych”. Też zaczynali jako garstka uważana za wariatów lub prowokatorów. Jednak to im historia przyznała rację. Myślę, że prędzej czy później przyzna też rację dzisiejszym rosyjskim przeciwnikom agresywnego i butnego putinizmu.

PS. I kolejny przykład prawych Rosjan: http://www.penrussia.org/