Tańce po minucie ciszy

W pewnej szkole rodzice maturzystów postanowili nie odwoływać studniówki, na którą nie dotarło troje absolwentów, bo chłopak zginął w wypadku samochodowym, a dwie dziewczyny zostały ciężko ranne.

Nie wyobrażam sobie, by za moich maturalnych czasów (1970 r.) w takiej sytuacji młodzież by się dalej bawiła. Przypuszczam, że z własnej woli rozeszłaby się do domów, a dyrekcja liceum przeniosłaby studniówkę na termin późniejszy, zapewne po pogrzebie chłopaka. A może by w ogóle odwołała. Bo w końcu wydarzeniem dla tych młodych ludzi jest matura, a nie studniówka.
A rodzice? Za moich maturalnych czasów nie mieli większego wpływu na szkołę, ale przypuszczam, że gdyby się dyrekcja  o ich zdanie zapytała – a w tej sytuacji także czterdzieści lat temu by się zapytała – też byliby za odwołaniem zabawy.

Zresztą jest jeszcze kilka innych możliwości wyjścia z tej dramatycznej sytuacji. Można zmienić formułę imprezy, zrezygnować z elementów zabawy, przekształcić ją w wieczór konsolidujący uczniów, rodziców i nauczycieli.

Wybrano wersję ,,full wypas” i zabawa trwała ponoć do rana (przynajmniej tak piszą serwisy). Mam nadzieję, że na newsach się nie skończy, że dowiemy się czegoś więcej, co kierowało rodzicami i uczniami, że nie zachowali się tak, jakby tego można byłoby oczekiwać.

Jeśli to prawda, że argumentem było między innymi to, iż to jeden raz w życiu czy, że się to czy tamto zmarnuje, to ja przepraszam za wysokie c, ale to jest porażka polskiej kultury i wychowania.
Za podobną porażkę uważam kolejne ataki na dzieło Jerzego Owsiaka. To niesamowite, że z powodu tego dzieła można szczuć przeciwko sobie wierzących i niewierzących, że można przeciwstawiać sobie obywatelską Orkiestrę kościelnej Caritas?

To jest jakieś szaleństwo. Jedni i drudzy pracują na rzecz dobra wspólnego, wszystko jedno z jakiego powodu – humanistycznego czy religijnego. Mamy tego dobra u nas wciąż niewiele, tak samo jak kapitału społecznego zaufania, chęci do bezinteresownego współdziałania.

To jest sednem sprawy, a nie to, czy Owsiakowi państwo pomaga czy nie (pomaga, i nie widzę w tym niczego złego, podobnie jak w pomocy państwa dla Caritas – jedyna chyba kościelna instytucja, która się publicznie rozlicza ze swych finansów). Nie jest sednem sprawy Owsiaka to, że pomaga niektórym uwolnić się moralnie na cały rok od pomagania innym w potrzebie, bo już wykupił czerwone serduszko. Albo to, jak są wykorzystywane środki.

Nawet jeśli w zarządzaniu środkami Orkiestry można by to i owo poprawić, nie godzi się bez dowodów twierdzić, że są one marnotrawione. Zresztą każdemu nieuprzedzonemu Polakowi chyba by nie przyszły do głowy takie insynuacje. Choć naturalnie rzeczowa dyskusja wokół skutków funkcjonowania Orkiestry musi prowadzić do pytania o funkcjonowanie polskiej publicznej służby zdrowia.

Jest coś przygnębiającego w tej odwiecznej polskiej skłonności do szukania wrogów w każdej dziedzinie życia i podważania ich dobrej woli i osiągnięć tylko dlatego, że to nie są,,nasi”. Na tym przewróciła się Stara Polska i II RP. Obawiam się, że i my daleko na tym jako naród i państwo nie ujedziemy w XXI w.