Diabeł na placu św. Piotra

Czy papież Franciszek dokonał aktu egzorcyzmu na placu św. Piotra? Taką wiadomość podrzuciła światowym mediom telewizja episkopatu Włoch. A media to oczywiście kupiły, katolickie i świeckie, włącznie z BBC. Tymczasem ciekawsze niż spekulacje, czy to był, czy nie był egzorcyzm, jest co innego.  http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13953553,Papiez_dokonal_egzorcyzmu_na_Placu_sw__Piotra__Watykan.html 

Mianowicie oficjalne dementi watykańskiego oficera prasowego. Ojciec Lombardi, jezuita jak papież, zaprzeczył, by Bergoglio poddał chorego chłopaka na wózku publicznemu egzorcyzmowi. Ja się egzorcyzmami i innymi tego rodzaju praktykami nie interesuję bardziej niż, powiedzmy, szamanizmem.  Uważam je za, tak to nazwijmy, osobliwość katolicyzmu masowego.

Ale od razu wydawało mi się niemożliwe, nawet w Watykanie z jego oficjalnym papieskim egzorcystą, by papież Franciszek tak sobie ni stąd ni zowąd,  nic nie wiedząc o chorobie chłopca, zrobił mu egzorcyzm.
W Kościele rzymskokatolickim istnieją jednak pewne procedury w tej ,,diabelskiej” dziedzinie. Z mojej perspektywy najważniejszy z nich jest obowiązek upewnienia się, że rzekomo ,,opętany” przez ,,diabła”  nie jest chory psychicznie. Papież na placu św. Piotra tego nie wiedział. Mógł zrobić tylko jedno: pomodlić się w intencji chorego. I według Lombardiego tak właśnie było.
Na wideo widać, że Bergoglio zatrzymuje się przy chłopcu dłuższą chwilę, kładzie mu w końcu obie dłonie na głowę. Podobne gesty w takiej sytuacji może wykonać każdy duchowny, każdy wierzący, a może nawet i niewierzący. To są znaki międzyludzkiej empatii.

Widać też, że, zapewne pod wpływem emocji i tak bliskiego kontaktu z papieżem, chłopak jest poruszony i osuwa się w wózku. To wszystko. Obrzęd egzorcyzmu zwykle bywa o wiele dłuższy i bardziej skomplikowany, odbywa się z udziałem wielu osób.
Żeby było jasne: ja się od egzorcyzmów odcinam. Uważam je za groźne dla zdrowia psychicznego manipulowanie emocjami na tle religijnym.

Niedawno brałem udział w mszy w intencji zmarłego przyjaciela. Działo się to w Krakowie, w akademickim kościele św. Anny, gdzie za życia na kazania ks. Tischnera przychodziły tłumy inteligencji i studentów. Ale to się bezpowrotnie skończyło. Nie mogłem uwierzyć uszom, gdy podczas kazania ksiądz zamiast o zmarłym zaczął opowiadać o egzorcyzmach: jak to egzorcyzmowani wyrzucają z siebie gwoździe i radioodbiorniki. Wyszedłem z kościoła. Wróciłem po kazaniu.

Więc jaki jest sens dementi Lombardiego? Czy chciał się odciąć od samej praktyki egzorcyzmu? Raczej nie, jest w Kościele legalna, a zastęp egzorcystów rośnie, na czele z Polską. Wszelkie dyskusje są niecelowe, bo przecież według Ewangelii sam Jezus wypędzał demony z ludzi.

Czy raczej chciał, by w świat nie poszedł prosty przekaz: popatrzcie, papież Franciszek to jednak nie reformator Kościoła, lecz człowiek wierzący w takie rzeczy jak demony i egzorcyzmy, czyli wierny kontynuator średniowiecza w Kościele?  Raczej to drugie, ale wcale nie mam pewności.