Hańba buddystów

Oglądam policyjne wideo z Birmy. Pokazała je w poniedziałek BBC. Policjanci biernie przyglądają się plądrowaniu sklepu muzułmanina złotnika. Nie ratują zwęglonego wskutek podpalenia lecz jeszcze żywego człowieka. Pozwalają zatłuc kijami i dobić szablą muzułmańskiego chłopaka próbującego uciekać do dżungli razem z innymi muzułmanami. Sprawcami wszystkich zbrodni są birmańscy buddyści. Wśród nich uwija się buddyjski mnich. Straszne i haniebne.
Buddyzm ma w świecie opinię systemu etyczno-religijnego bardziej empatycznego i pacyfistycznego niż inne. Oczywiście, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Wystarczy przypomnieć sobie bitwy buddyjskich mnichów w Korei Południowej, ale to było między nimi samymi, bodaj na tle sporu o własność klasztoru.

Buddyjscy mnisi kojarzą się na Zachodzie z Dalajlamą i samo-podpaleniami w protestach przeciwko wojnie i przemocy, kiedyś w Wietnamie, obecnie w Tybecie. A tu nagle takie straszliwe zaprzeczenie tego pozytywnego stereotypu!

Buddystka  Aung San Suu Kyi nie zabiera głosu na temat tych prześladowań mniejszości muzułmańskiej. A przecież ma pokojowego Nobla. Może nie chce dostarczać pretekstu do ataków ze strony jej licznych przeciwników politycznych, którzy pewnie mieliby jej za złe, że ,,kala własne gniazdo”. Przeciwko przemocy protestują inni działacze jej Ligi Demokratycznej, ale jak długo opinia światowa może czekać, aby sama wyraźnie stanęła w obronie prześladowanych i zasad demokracji (muzułmanów ich wrogowie w Birmie przedstawiają trochę tak jak antysemici Żydów)?

Unia Europejska zapowiada, że podtrzyma zniesienie sankcji ekonomicznych przeciwko reżimowi, by wspierać demokratyczne reformy. Gdyby nie one, Aung San Suu Kyi dalej byłaby w areszcie domowym, a nie w parlamencie. Trudny dylemat: przywrócić sankcje za oczywiste łamanie praw człowieka czy działać zakulisowo, naciskając na władze. Co jest większą wartością: kontynuacja demokratyzacji czy bezpieczeństwo  społeczności odrzucanej przez większość Birmańczyków jako obcy?

Obserwując birmańskie sceny przemocy myślałem, czym właściwie jest dla tych ludzi buddyzm? Wiedzą, jakie są jego zasady religijne, lecz je porzucają, by wyładować gniew na muzułmanach. Dla tych ludzi religia jest cząstką ich tożsamości zbiorowej. Dla prześladowanych też. Tu okazuje się to splotem śmiercionośnym (jak w tylu innych nieszczęsnych miejscach świata).