Przerabianie Lisa na antychrysta

Zgoda, Newsweek przesadził z okładką o pedofilii w Kościele. Ale nie z tematem. Przesadziła Ewa Wójciak z tweetem o papieżu. Ale nie z tematem. Jestem przeciw rzucaniu mięsem przez osoby znaczące publicznie. I przeciw jeżdżeniu po bandzie w tak zwanych tygodnikach opinii.

Bo rodzi się podejrzenie, że o kasę tu chodzi bardziej niż o co innego. Ale podjęcie tematu pedofilskiego czy tematu zachowania ks. Bergoglio za czasów prawicowej dyktatury uważam za społecznie pożyteczne.

Tomasz Lis jest przerabiany w mediach prawicowych na antychrysta. Banalne. Raczej mu handlowo pomoże. Dobrze, że Lis nie chce się wodzić po sądach ze swymi krytykami. Po taką broń należy sięgać od wielkiego dzwonu. Dobrze, że Lis podejmuje niewygodne dla prawicy tematy (tak samo dobrze, jak kiedy prawica podejmuje tematy niewygodne dla lewicy). Jeśli robota jest fachowa, udokumentowana, tylko na tym zyskujemy.

Zostawmy okładki i tweety. Porozmawiajmy chwilę o tym, że w pewnych sprawach poważne dziennikarstwo (a wierzę, że takie wciąż ma się nieźle) napotyka przeszkody i staje wobec dylematu. Publikować już czy jeszcze materiał dopracować (a przecież wtedy konkurencja może nas wyprzedzić)? Na przykład właśnie w sprawie pedofili czy mobingu w Kościele albo o malwersacjach finansowych lub skandalach obyczajowych lub politycznych z udziałem znanych osób.  (Naturalnie dzieją się one nie tylko w Kościele).

Problem polega na tym, że świadkowie i ofiary w takich trudnych sprawach zwykle nie chcą ujawniać tożsamości. Powstaje problem z weryfikacją tego, co mówią. A to dla wymagającego odbiorcy obniża wartość materiału (bo przecież odbiorca nie ma możności wysłuchać nagrań zastrzeżonych do prywatnej wiadomości dziennikarza).

Prędzej czy później i te nagrania (oraz inne dowody) znajdą się w obiegu, zwłaszcza jeśli sprawa trafi do sądu, ale nim to nastąpi, można dezawuować opublikowany materiał, choć opiera się na prawdzie. Na dłuższą metę rzetelność rzemiosła i wynikająca z tego  wiarygodność jest najcenniejszą rzeczą w każdym poważnym, czyli spolegliwym dziennikarstwie, bez względu na sympatie czy antypatie dziennikarzy.