Ubój rytualny: prawa ludzi czy zwierząt?

Polscy muzułmanie piszą list do prezydenta Komorowskiego i spotykają się z ministrem Bonim. Pod Sejmem protestują producenci i eksporterzy mięsa. Powód ten sam: zakaz rytualnego uboju zwierząt hodowanych na mięso. Kto ma rację?

To frapująca sprawa. Polskie prawo zderza się z europejskim, wolność wyznawania i praktykowania religii z kampaniami obrońców zwierząt, interesy gospodarcze z polityką państwową i kwestiami wizerunkowymi.

Przed wojną wrogiem uboju rytualnego był ks. Stanisław Trzeciak. Przekonywał Sejm do jego zakazu. O to samo apelowali w tych samych latach trzydziestych ówcześni działacze opieki nad zwierzętami. Z tych samych powodów, dla których przeciwko ubojowi rytualnemu są dziś działacze praw zwierząt. Że to barbarzyńskie przedłużanie bólu, cierpienia i strachu zabijanym na mięso zwierzętom.

Ks. Trzeciak był za zakazem z innych powodów. Antysemickich. Był patriotą typu endeckiego, marzyła mu się Polska wolna od Żydów. Nie uważał Żydów polskich za współobywateli i współrodaków. Po tysiącu lat wspólnej egzystencji traktował ich jak obcych, którym nie przysługują takie same prawa we wspólnym państwie.

Argumenty wysuwał jednak ekonomiczne. Twierdził, że w przemyśle mięsnym dominują Żydzi, a na dochodach z uboju rytualnego (szechita) bogacą się gminy religijne żydowskie kosztem katolików, gdyż w efekcie podbijają ceny mięsa.

Zakaz uchwalono. Obowiązywał do 1997 r.!  Nowa ustawa o zwierzętach zakaz utrzymała ale jako wyjątek. Było to spójne z konstytucyjnymi gwarancjami dla wolności religii i sprawowania kultu w III RP.

W 2002 r. nowelizacja ustawy wyjątek usunęła, czyli zakazała uboju rytualnego. Ale w 2004 r. rozporządzenie ministra rolnictwa go dopuściło. Zarządzenie zaskarżono do Trybunału Konstytucyjnego jako sprzeczne z znowelizowaną ustawą o zwierzętach. Jesienią ub. roku Trybunał uznał skargę za słuszną.

Od pierwszego stycznia tego roku stan prawny jest więc taki, że ubój rytualny jest nielegalny. I tu na scenę wkracza obecny minister rolnictwa, p. Kalemba, który wyraża nadzieję, że jednak będzie legalny. Na to samo liczy branża mięsna. Przecież Polska nie może zostać wypchnięta z rynku handlu mięsem (ok.200 mln euro rocznie), a ludzie stracić miejsc pracy. Czyste rytualnie mięso z polskich licencjonowanych ubojni polskie firmy wysyłają do krajów muzułmańskich i Izraela.

Ze swej strony o dopuszczenie szechity/halalu (to samo tylko w islamie) apelują liderzy religijni muzułmanów (o. 30 tys.) i wyznawców judaizmu (dziś społeczność mniejsza niż wyznawcy islamu w Polsce). Zwolennicy przywrócenia uboju rytualnego powołują się na dodatek na dyrektywę UE dopuszczającą go ze względu na wolność religijną (do niej nie dotarłem, choć szukałem,  dotarłem do europejskiej konwencji w tej sprawie z r.1979, pod którą ówczesna Polska Ludowa się nie podpisała).

Argumenty gospodarcze i wolnościowe wydają mi się bardzo poważne. Mam  jednak osobisty kłopot. Jestem i za humanitarnym traktowaniem zwierząt, zawsze i wszędzie, nie tylko w ubojni, ale jestem też za respektowaniem praw wszelkich mniejszości  należnych im w ramach obowiązującego systemu prawnego. W tym przypadku praw muzułmanów i Żydów (piszę świadomie z dużej litery i przy tym stoję) do uboju rytualnego. Jakim prawem państwo ma ich zmuszać do niejedzenia mięsa?

Każdy kto chce może być wegetarianinem, każdy może działać na rzecz empatii względem cierpiących zwierząt. Taka empatia budzi mój szacunek i sympatię. Ale jak to przełożyć na formuły prawne możliwe do zaakceptowania przez różne strony sporu? Nie widzę kompromisu.