Pawłowicz jak Kempa

Korzystam z wolności słowa, mówi profesorka skandalistka. Uczeni z Poznania z klubu im. Lecha Kaczyńskiego widzą w krytyce skandalistki zamach na autonomię szkolnictwa niższego. Na autonomię uczelni! I wdają się w rozważania, czy płeć da się zmienić chirurgicznie, bo przecież jest transmitowana genetycznie. Takich mamy dziś uczonych obywateli. Obywateli!

Obywatelskość polega na zdolności do respektowania praw obywatelskich. Te ma także Anna Grodzka. Rynsztok pomyj wylanych na Grodzką ma służyć dokładnie temu samemu co oświadczenie uczonych z Poznania. Stwarzaniu wrażenia, że nic się nie stało, Polacy, przecież tak myśli większość z was.

Nie tylko myśli. Także mówi publicznie. Prof. Pawłowicz kontynuuje tu tradycję min. Kempy i posła Leppera. Jest wolność słowa, to ci dam werbalnie w mordę z trybuny sejmowej albo w mediach.

Pawłowicz oświadcza, że zawsze mówi, co myśli. To moim zdaniem sygnał, że brak jej umiejętności społecznych. Polegają one na tym, że człowiek dojrzały społecznie i moralnie wie, że słowo może zranić, a nawet zabić, i bierze to pod uwagę wypowiadając się publicznie. Polityk, który zawsze mówi, co myśli, jest w polityce przeciw-skuteczny.

Tak, dwie trzecie pytanych o zdanie jest przeciwna dopuszczeniu związków partnerskich. Tak mają. Jakiś udział mają w tym słowa duchownych i ludzi pokroju prof. Pawłowicz. Tak mają, póki im samym nie przydarzy się coś niespodziewanego, na przykład ich własny związek partnerski. Wtedy mogą pójść po rozum do głowy. Łaska empatii.

Ale jedna trzecia jest za. Mam nadzieję, że przyszłość należy do nich. Jeszcze nie tak dawno temu była nie do zaakceptowania panna z dzieckiem, rozwódka, wdowa lub wdowiec tworzący nowe stadło, dzieci nieślubne były dyskryminowane. Ba! ślub cywilny był nie do przyjęcia jako zamach na religię i tradycję. Na szczęście, jak śpiewa poeta, the times, they are a-changing.