Innego końca świata nie będzie

Wiersz Miłosza przypomniał mi się (nie tylko mnie) w związku z globalną fetą ku czci kalendarza Majów. To jednak poważna sprawa, ten koniec świata. Po pierwsze dlatego, że jutro rzeczywiście, jak w wierszu Miłosza, nie jeden człowiek, młody i stary, będzie miał swój koniec świata. Być może niezauważony przez nikogo, a przecież wyjątkowy.

Stare powiedzenie mówi, że kto ratuje jedno istnienie ludzkie, ratuje cały świat. Można by to uzupełnić: kiedy gaśnie życie jednego człowieka, kończy się cały świat.

Po drugie dlatego, że końce jakiegoś świata znaczą nasze dzieje na ziemi. Znikają królestwa i cywilizacje. Niektóre prawie bez śladu.

Po trzecie dlatego, że kiedyś, nikt nie wie kiedy, zniknie też cały rodzaj ludzki i wszystko, co stworzył i co przetrwało te nasze mniejsze końce świata, tu na Ziemi.

Być może do tego czasu, który nadejdzie niechybnie, uda się ludzkości wymyślić jakiś sposób przetrwania po wygaśnięciu Słońca, które daje nam światło i ciepło, słowem życie. Może przeniesiemy się gdzieś indziej albo niektórzy z nas się przeniosą. A może nie. Bo koniec świata, całego świata, przyjdzie tak jak mówi Pismo ? jak złodziej nocą. Niepostrzeżenie i totalnie niszczycielsko.

W tej jednej sprawie, że koniec świata, naszego świata, kiedyś naprawdę przyjdzie zgodzą się ateiści i wierzący, uczeni i nieuki, ponad wszelkimi ludzkimi podziałami.