Nie witaj, proszę, nie witaj

Nasza Polityka zrobiła sondę w sprawie językowej. To lubię. Otóż sekretarz Wisławy Szymborskiej zapowiedział, że formułka ,,witam” w korespondencji elektronicznej do niego jako opiekuna literackiej spuścizny noblistki jest dla niego nie do przyjęcia.

Michał Rusinek wygląda na bardzo językowo zdeterminowanego, a że nie jest człowiekiem starym, więc nie ma co zwalać jego ,,liberum veto” na naturalny konserwatyzm niektórych staruszków. Solidaryzuję się z Rusinkiem. I z pomysłem Polityki, aby zapytać wobec tego czytelników, czy oni też się z nim solidaryzują.

Wyszło mniej więcej pół na pół. Dwie opcje szły łeb w łeb: zaczynać list od ,,witam” ( dla mnie zgroza) albo od ,,szanowna pani/panie” (jak miło). Gdzieś w tyle wlekło się ,,dzień dobry?”.

Pewna moja znajoma, profesor UJ, dostała od swego studenta mejl ze słowami ,,Witam, Pani Aniu”! No, to jednak przesada. Ale może przesadzam, że to przesada? W demokracji język się nam demokratyzuje. Ludzie mało czytają, z domu kindersztuby nie wynoszą, nie wiedzą, jak się zwracać do siebie. Mówią albo piszą tak, jak ich rówieśnicy. Albo jak bohaterowie ich ulubionych seriali lub aktorzy w reklamach. A zresztą problem z ,,witam” to pikuś wobec inwazji wulgaryzmów do mowy publicznej.

Rusinek jakby to ignoruje. Ja też. Jednak jest w tym konserwatyzm – kulturowy. Ja się już z tego nie wyleczę. Nie napisałem i nie napiszę do nikogo ,,Witam” (nawet w mowie żywej raczej nie używam). Tylko zawsze Szanowna Pani/ Panie. I nigdy Szanowna Pani Kowalska.

Jak dostaję w redakcyjnej poczcie takie listy z ,,Witam” albo ,,Witam Panie Adamie” (i to od kogoś, kogo w ogóle nie znam), to od razu jestem na nie. Nie chce mi się czytać ani odpowiadać. Potem się jednak mityguję. Bo w końcu ważniejsza treść listu niż jego początek. A nuż okaże się rewelacyjna.