Havla żal

Vaclav Havel nie żyje. Szykowaliśmy się na tę wieść od dawna, ale i tak boli. Miałem szczęście zetknąć się z nim i jak był prezydentem, na Hradzie, i jak nie był, w jego wielkim prywatnym mieszkaniu w Pradze, i jak odbierał Medal Św. Jerzego w Ołomuńcu, gdzie nas wtedy podejmował zaprzyjaźniony z Tygodnikiem Powszechnym poeta, tłumacz Miłosza, redaktor czeskich ,,Listów” Vaszek Burian.

Havel miał mieszczańską klasę, u nas rzecz rzadka, bo w Polsce mieszczaństwem  się gardziło i gardzi. Ale miał też dystans do siebie, znów u nas rzadkość, i poczucie humoru i ciekawość ludzi. No i uwielbiał Stonesów. 🙂 Dzięki tej kombinacji przetrwał może najgorsze dla siebie czasy po zduszeniu praskiej wiosny. Autorytaryzm PRL był jednak mniej mściwy i opresywny niż czechosłowacki w odniesieniu do nonkonformistów.

Ale i na Havla przyszła kryska po odzyskaniu wolności. Nie od razu. Najpierw był noszony na rękach, jak należało, ale potem było już coraz gorzej. Zorganizowała się czeska prawica, bohaterowie ostatniej godziny wypychali Havla z polityki pod podobnymi pretekstami co nasza prawica Michnika, Mazowieckiego, Wałęsę, Następca Havla Vaclav Klaus przestawiał Czechy na euro sceptycyzm, swojskie ciepełko narodowe, wydrwiwanie politycznej poprawności, przedstawionej  równie opacznie co ignorancko.

W latach80 w moim środowisku ,,biblią” były eseje Havla ,,Siła bezsilnych”, bardziej niż jego sztuki teatralne. Był ojcem założycielem czeskiej demokracji, nie jedynym ale najbardziej wpływowym, popełnił swoje błędy jako polityk, ale pozostanie w mojej pamięci przede wszystkim jako człowiek refleksji nad światem, w jakim musiałem żyć i nie tracić nadziei, że przyszłość należy jednak do Havla a nie do Husaka, do KOR-u i Solidarności, a nie do PZPR.