Leszek Miller SLD nie uratuje

Szefem niespełna 30-osobowego klubu SLD w sejmie wybrany został Leszek Miller. Przegrał Ryszard Kalisz. Dwa tuzy obecnego Sojuszu to zawodnicy politycznej wagi ciężkiej (ale bardziej Miller, bo Kalisz w moim odczuciu nie spisał się na medal  z raportem w sprawie Blidy). A za nimi w zasadzie pustka: kadrowa i koncepcyjna.

Tak naprawdę SLD po 9 X ma tylko jeden skarb: partyjną strukturę w całym kraju i dotację państwową na działalność. Przewidywałem, że politycznie nie da rady pod wodzą Napieralskiego. Nigdy nie byłem wyborcą SLD, ale oddaję Sojuszowi jego zasługi. Zwłaszcza europejskie.

Tuż po wyborze Millera wielka trójka LM, RK i GN – Kwaśniewski do polityki już oficjalnie nie wróci – spotkali się z mediami. Jedyny świeży konkret to pomysł powszechnych prawyborów na wzór francuskich socjalistów. Wątpię, czy uda się jego rzecznikom (LM,RK) wcielić go w życie w obecnym stanie lewicy w Polsce.

Stawiam tezę, że SLD osiąga kres, jak kiedyś KPN, Unia Wolności czy AWS. Formacja się wyczerpała. Polska może się okazać pierwszym dużym krajem w Europie, gdzie elektoratem lewicowym podzielą się partie populistyczne, radykalne, anty-establiszmentowe z jednej strony, a z drugiej partie centrowo-prawicowe.

Wynika to z logiki socjologicznej. W Europie kurczy się klasa robotnicza, opoką demokracji rynkowej jest klasa średnia. Kto jej nadepnie na stopę, wylatuje na margines. Resztę głosów – wykluczonych, oburzonych, związkowców – zbierają populiści różnych odcieni.

Oczywiście to tylko hipoteza. Gdyby na czele obozu lewicowego stanął ktoś formatu Cimoszewicza, może jakieś lewicowe życie po życiu jeszcze by w Polsce zatętniło. 

XXXX Korespondencja w przyszłym tygodniu; wyjeżdżam z kraju na kilka dni.