O co woła lud?

Był przed wielu laty taki wspaniały nowofalowy teatr amerykański The Bread and Puppet Theatre. Oglądałem jego występ w pierwszej połowie lat 70 we Wrocławiu, dokąd zespół Petera Schumanna przyjechał w ramach ,,festiwalu teatru otwartego?? ? wydarzenie niezwykłe, biorąc pod uwagę, że działo się to w państwie realnego socjalizmu, nie lubiącego wszelkiej kontestacji, nawet antykapitalistycznej. Cechą wyróżniającą twórczość BPT było użycie różnej wielkości marionetek, także ogromnych, animowanych przez aktorów na szczudłach. A także dzielenie się z widzami chlebem i radykalizm nie tylko formy, lecz i treści. Wrażenie piorunujące.

Jedno z widowisk BPT nosiło tytuł ,,Wołanie ludu o mięso”. Miało formę misterium na motywach biblijnych i pasyjnych, lecz odsyłających do współczesnych wydarzeń, na przykład wojny wietnamskiej. Można się spierać o wymowę, ale ogólnie szło o walkę dobra ze złem. Tyle że nie w tak infantylnej formie, jak w wielu współczesnych filmach i grach komputerowych typu fantasy.

O co dziś woła lud? Zadaję sobie to pytanie, patrząc na sceny z ulic Londynu i innych miast brytyjskich, a wcześniej z placów w Egipcie, Libii, Hiszpanii, Grecji. Czy można znaleźć jakąś wspólny wątek? Chyba nie. Poza może jednym: że lud woła: Hej, jesteśmy! Lud chce być widziany i słyszany. Chce, by politycy sobie o nim przypomnieli, a nawet żeby się go przestraszyli.

Lecz z tego nic nie będzie. Ulice i place prędzej czy później opustoszeją. Głos ludu amorficznego, bez przywódców,  bez programu, bez struktur, mediów i funduszy, jest głosem wołającego na pustyni. Usłyszą go, ale nie usłuchają. Nikt się z taką bezkształtną masą nie podzieli chlebem, a zwłaszcza władzą. Cała para w gwizdek. Jacek Kuroń wołał: zamiast palić komitety, zakładajcie własne. Historia przyznała mu rację, ale może tylko w Polsce lat 70 i 80. Wygląda na to, że dziś na ulicach i placach nie ma wiary w samoorganizację, jest tylko wielka frustracja: pośrednio dowód bezsiły.