Zbrodniarz Mladić, czyli jak leczyć bałkańskie rany

Tadeusz Mazowiecki w rozmowie TV z Kamilem Durczokiem przejmująco opowiadał o kulisach swej rezygnacji z misji specjalnego sprawozdawcy ONZ w byłej Jugosławii ogarniętej krwawą wojną domową w pierwszej połowie lat 1990-tych. 

Chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko temu, co uznał za kunktatorstwo Zachodu w stosunku do ówczesnych liderów serbskich. Ówczesny sekretarz generalny ONZ Butros Butros Gali przysłał mu list z prośbą o ponowne przemyślenie decyzji, ale Mazowiecki decyzji nie zmienił.

Mazowiecki nie jest radykałem i radykalizmu w polityce się raczej wystrzega, tu jednak stanął twardo, gdy spostrzegł, że może być postrzegany jako reprezentant polityki, z którą się nie zgadzał. Polityki ugłaskiwania serbskiego nacjonalizmu.

Aresztowanego niedawno generała Mladicia Mazowiecki nazwał zbrodniarzem wojennym. Słusznie. Nie broni się swego narodu zabijaniem bezbronnych członków innego narodu.

Kiedy patrzę w TV na serbskie demonstracje w obronie Mladicia, myślę, że ci Serbowie, dla których on jest bohaterem, to żywioł podobny do uczestników marszów smoleńskich w Warszawie. Lewica czy prawica, nieważne, ważny nacjonalizm, nie będzie nam ten czy tamten obcy pluł w twarz. Z tym żywiołem rozmowy nie ma. Jedni chcą zemsty na Rosji i Tusku, drudzy na muzułmanach i Zachodzie. Tu i tam wietrzą spiski i zdrady.

To może poczekać, aż się ten dziki serbski nacjonalizm wypali i dopiero potem zacząć z Serbią rokowania o warunkach przystąpienia do UE? Najpierw wpuścić Chorwację  – nawet papież Benedykt jest za! choć nie jest jasne, czy dlatego, że wierzy w Unię czy raczej dlatego, że chce wzmocnić europejski katolicyzm? –  a po kilku latach Serbię.

Mazowiecki uważa, że miejsce Serbii jest w Unii, ale wspomina też o Bośni i Macedonii. Słowem, widzi w wejściu państw bałkańskich do UE szansę na wyleczenie Bałkanów z tamtejszych demonów (nie tylko przecież serbskich) i ran po wojnie domowej.

Czy ktoś go słucha w Warszawie i Brukseli? Może słucha, Tusk był niedawno z wizytą w Chorwacji, której przekaz medialny streścił się do wyższości truskawek polskich nad chorwackimi lub odwrotnie.  Może za polskiego przewodnictwa będzie lepiej.