Co za pomysł z tym ,,Geronimo”!

Operację zabicia szefa Al Kaidy ochrzczono kryptonimem ,,Geronimo”. Ponoć kryptonimy wojskowi biorą z sufitu, ale pomyśleć chwilkę nie zawadzi. Bo Geronimo to było przezwisko wodza Apaczów, który w drugiej połowie XIX w. walczył zbrojnie z ekspansją białych w głąb Ameryki.

I już są protesty obecnych liderów indiańskich składane na ręce prezydenta Obamy. Współcześni Apacze są oburzeni skojarzeniem swego bohatera z Osamą. Trudno się dziwić. Ich walka z białymi była wojną sprawiedliwą, bo obronną: bronili swych terytoriów życiowych tak jak umieli i jak byli w stanie. Mogą się czuć obrażeni skojarzeniem z współczesnymi terrorystami spod znaku dżihadu. Są obywatelami USA, a nie jakąś piątą kolumną, jak mogłoby wynikać z wybranego, w Pentagonie?, kryptonimu.

Jak mogło dojść do tej wpadki? Ignorancja, przypadek, decyzja świadoma, kompletny brak wyobraźni, każącej przewidywać jej skutki propagandowe? Ponoć wojskowi lubują się w pompatycznych nazwach operacji wojennych. Pustynna burza, Szok i przerażenie, Trwała wolność itd. Hitler nazwał inwazję na stalinowską Rosję (za chwilę okrągła 70 rocznica) Planem Barbarossa.
Ja tej militarnej ,,poezji”jakoś nie trawię. Zabijania, nawet w sprawiedliwej sprawie, nie ma co poetyzować. Dobrze to rozumieją ci, którzy, choć z Osamą i jego komandami żadną miarą nie sympatyzują, to jednak nie chcą świętować jego śmierci jako rytualnego aktu zemsty. Ani oglądać fotografii zabitego Osamy.

Zabici nie są ani lewicowi, ani prawicowi, ani słuszni ani niesłuszni, są martwi. Po tym, jak się kto obchodzi z martwymi, poznajemy, z kim mamy do czynienia.