Nie ozdabiajcie Jana Pawła złotą aureolą

– apeluje w New York Timesie znana dziennikarka Maureen Dowd. Doskonały felieton, uczciwy, inteligentny, dobrze napisany. http://www.nytimes.com/2011/04/24/opinion/24dowd.html?_r=1&scp=2&sq=maureen%20dowd%202011&st=cse. Odbił się echem i w naszych mediach. Autorka oddaje papieżowi, co papieskie. Nie można jej zaszufladkować jako zacietrzewionej antypapistki i wroga Kościoła i mieć sprawę z głowy. Choć papież Wojtyła nie był tak obojętny na sprawę pedofilii i nadużyć seksualnych w Kościele, jak by to wynikało z tekstu Dowd, to jednak powstało wrażenie, że był i że nic nie zrobił w tej sprawie. A skoro tak, to może rzeczywiście beatyfikacja przychodzi za wcześnie, jak sugeruje Amerykanka. Santo non subito. Nie spieszcie się z tą kanonizacją.

Jasne, że machiny kościelnej ten apel nie zatrzyma. Ale to ważny głos w dyskusji o bilansie pontyfikatu Wojtyły, jaka rozwija się przy okazji jego rzymskiej beatyfikacji. Krótki i na ogół trafny bilans przedstawia sama Dowd.

Przesadza, kiedy zestawia postawę Jana Pawła wobec kryzysu pedofilskiego z postawą Piusa II wobec Holokaustu i postawą Wall Street wobec rekinów finansjery. Jednak problem jest. I ponoć rzeczywiście sprawa fascynacji Jana Pawła II ,,legionistą Chrystusa?? księdzem Macielem Degollado była największą przeszkodą w procesie beatyfikacyjnym Wojtyły.

Więc może Dowd ma słuszność, że papież Benedykt się pospieszył z uznaniem świętości Wojtyły. Nie wiem, czy zrobił tak, by podreperować sobie nadszarpnięty w mediach wizerunek dzięki temu, że poprowadzi uroczystości, które będą drugim globalnym telewizyjnym hitem nadchodzącego weekendu. Ale sądzę, że nic by się nie stało, gdyby Kościół jeszcze nad beatyfikacją popracował. Bo skoro już ma być, niech będzie bez cienia wątpliwości. Mnie zresztą uznanie Jana Pawła II świętym Kościoła nie jest potrzebne do uznania jego wybitności. Ale rozumiem, że są katolicy, dla których to idzie w parze.

Tu odnotuję inny głos przeciwko beatyfikacji. Tym razem z antypodów New York Timesa. Lefebrystyczny biskup Fellay ma za złe Kościołowi, że wynosi na ołtarze papieża, który zgodził się na zgromadzenie multireligijne w Asyżu w intencji pokoju, całował Koran i tyle razy publicznie przepraszał za grzechy Kościoła. No proszę, prawicowym tradycjonalistom ta beatyfikacja też nie pasuje. Mimo że uroczystość poprowadzi ich ulubiony papież Ratzinger. Mnie lefebryzm jest obcy, więc z ich krytykami Jana Pawła II się nie zgadzam. Natomiast krytykę Dowd uważam za wartą refleksji. Kto wie, może Wojtyła, gdyby żył, wcale by się na nią nie gniewał?