Arabska Wiosna Ludów?

Co z tym Egiptem, z arabskim Sudanem, z Jordanią? Arabska Wiosna Ludów? Czyżby jednak Tunezja puściła w ruch muzułmańskie kostki domina? W telewizji to wygląda pewnie groźniej niż w rzeczywistości i jakby mniej realnie. Ma się wrażenie, że tłumy ożywają na widok kamer, że to raczej jakiś show niż ,,rewolucja”.
W Egipcie niepokoje trwają już tydzień i nie widać końca. Liderzy w Davos mają coraz poważniejsze miny. Prezydent Obama nie mówi: Mubarak musi odejść, wzywa do ,,uporządkowanego przejścia do rządów bardziej otwartych na głos ludzi”. Minister Clinton deklaruje, jakie scenariusze są nie do przyjęcia: wojskowa dyktatura i teokracja typu Iranu. Premier Izraela ogłasza, że śledzi z uwagą rozwój wydarzeń i liczy na zachowanie pokoju.
Amerykanie zachowują się ostrożnie i rozsądnie. Nie mogą publicznie dyktować Egiptowi, co ma robić, nie mogą dawać pretekstu do oskarżeń, że się mieszają w sprawy arabskie, albo do i tak krążących teorii spiskowych, że to Stany stoją za powstaniem egipskim, bo chodzi o to, by usunąć Mubaraka jako już nieprzydatnego Waszyngtonowi.

Zobaczymy. Najciekawsze jest nadal, jakie siły dojdą (doszłyby) do władzy po upadku Mubaraka. Przedstawiciel elity dr El Baradei, który ma na to wyraźnie ochotę, człowiek znany na Zachodzie i obeznany z Zachodem. Ale czy to go nie dyskwalifikuje w oczach tłumów, tych, które wykrzykują zarazem Precz z Mubarakiem i Precz z Ameryką? I czyż w Egipcie nie ma nikogo, kto mógłby rywalizować demokratycznie o władzę z dr. Baradeiem?

Nie wiemy, bo opozycja egipska milczy. Schowała się nie tylko partia Mubaraka, ale też islamiści. Wielkie czekanie. Coś czuję, że nie wróży to dobrze. Może Mubarak odejdzie, ale demokracja, ta zwykła, bez wielkich przymiotników, raczej nie nadejdzie. Realistycznie biorąc, najlepszy scenariusz byłby chyba taki, że Egipt i inne zrewoltowane państwa arabskie poszłyby za przykładem tureckim, a nie irańskim.
Jeśli to jest arabska Wiosna Ludów, to świat zachodni powinien stanąć po jej stronie.