Watykan krytykuje Nobla za in vitro

Jeszcze nie przebrzmiała u nas – także na witrynie Polityki i na naszych blogach, w tym i na moim – krytyka ministra Rostowskiego za jego deklarację, że jest przeciw IVF (In-vitro fertilisation), a tu oliwy do ognia dolał Watykan. Kościół rzymskokatolicki przyjął z dezaprobatą przyznanie medycznego Nobla twórcy metody leczenia bezpłodności zwanej potocznie In vitro.

Tyle że to nie powinno nikogo dziwić, bo negatywne zdanie Kościoła jest w tej sprawie powszechnie znane. I Kościół zachowałby się dziwnie, gdyby go przy okazji Nobla nie przypomniał.

Tak to Rzym papieski jakby przyszedł w sukurs polskiemu ministrowi finansów, choć nie sądzę, by jego wpływy sięgały akurat Stolicy Apostolskiej, ani żeby minister o takie wsparcie chciał zabiegać. Zapytano go o jego pogląd w wywiadzie w Wyborczej, więc go przedstawił. Krótko i jednoznacznie.

Przyznajmy, że to się w poważnej polityce głównego nurtu nie zdarza zbyt często. Minister może mieć przecież w tej sprawie swój pogląd i dobrze, że go publicznie przedstawia. Wiemy, z kim mamy do czynienia w kwestii in vitro.

Ja mam w tej kwestii zdanie przeciwne, o czym już nieraz tu pisałem, lecz szanuję pogląd ministra i innych polityków prawicy czy po prostu innych ludzi, którzy myślą tak jak Rostowski. Nie zgadzam się z tym poglądem, w szczególności z postulatem całkowitego zakazu In vitro w Polsce, bo moim zdaniem godzi on w standardy demokracji liberalnej, w której prawo powinno brać pod uwagę, że nie wszyscy obywatele są katolikami a są za In vitro i że nawet wśród katolików są zwolennicy in vitro.

To, że ministrowi Rostowskiemu jest bliżej w tej sprawie do Marka Jurka niż nawet do posła Gowina, w niczym nie podważa jego kompetencji w dziedzinie finansów państwa. Może się nam jego stanowisko nie podobać, szczególnie mogą się nie podobać słowa, że ludziom mającym problemem z zajściem w ciążę, odpowiedziałby, iż bardzo żałuje, ,,ale są pewne wartości, które są ważniejsze”. Zabrzmiało to źle, protekcjonalnie,  i szkoda, że dziennikarka tu ministra nie docisnęła, co właściwie ma na myśli.

Ale kontekst pokazuje, jeśli tylko chce się czytać uważniej, że Rostowski bezkrytycznym klerykałem nie jest, ani nie jest też krypto-pisowcem. Za nieuczciwe uważam dlatego wymienianie go przez krytyków jednym tchem z minister Radziszewską. W jej przypadku problem polega na tym, że nie zrozumiała, na czym polega jej urząd i jakie zachowanie jej przystoi w sferze publicznej.  

Jednak generalnie myślę, że trzeba z tym nauczyć się żyć, że ludzie mają w kwestiach wiary i etyki różne poglądy – w Watykanie, Warszawie i wszędzie indziej. Spierajmy się więc, ale z uszanowaniem tych różnic jako naturalnych. Czy nie na tym polega demokratyczny pluralizm, tak drogi wielu czytelnikom naszego portalu?