Mediacje pod krzyżem

Jest nowy pomysł na problem krzyża smoleńskiego: niech to załatwią profesjonalni mediatorzy. I nowa mantra w komentarzach: obrońcy krzyża to tylko garstka ludzi. Dziś usłyszeliśmy ją od ks. Klocha, rzecznika episkopatu.  Tak, garstka, ale z potężnym wsparciem części Kościoła, mediów Rydzyka, polityków PiS, prawicowych twardogłowych pokroju red. Sakiewicza.
Ta garstka w ten sposób staje się, chcąc nie chcąc, forpocztą rokoszu, o którym wspomniał Tadeusz Mazowiecki. Rokoszu przeciwko demokratycznie wybranemu prezydentowi, rządowi, przeciwko prawu i konstytucji. Co tu mogą zdziałać mediatorzy?

O czym mieliby rozmawiać z ludźmi spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu? Znamy już ich opowieść, wiemy, że dziś chcą pomnika w miejsce krzyża i że metropolita Nycz (który i tak umywa ręce) nie ma tu czego szukać. Czy papież by ich zadowolił, albo Jezus? Pewnie nie, bo papież to Niemiec i był w Hitlerjugend, a Jezus to Żyd.

Dobijamy do ściany. Kościół zdaje się uwierzył, że nie jest stroną konfliktu, Obóz rządzący uwierzył, że sprawę przeczeka, PiS nie ma odwagi całkiem podnieść przyłbicy. Politycy pisowscy udzielają się w mediach w obronie krzyża, ale nikt z nich dyżurować pod krzyżem się nie zgłasza. Tam nie jest tak miło jak w studio RTV.

Klincz. Jak długo jeszcze?