Zabici za Biblię

Poruszyła mnie wiadomość z Afganistanu. W prowincji Nuristan  talibowie obrabowali i zamordowali schwytanych w zasadzce ośmioro obywateli państw zachodnich. Wśród nich brytyjską lekarkę dr Karen Woo.

Takie zbrodnie z trudem mieszczą się w głowie. Według przedstawiciela talibów, winą zabitych było to, że nieśli pomoc humanitarną najbiedniejszym i że czynili to jako chrześcijanie. Dowodem winy miały być znalezione w pojazdach egzemplarze Biblii i inne dokumenty. A tak w ogóle to talibowie w żadne bezinteresowne zachodnie  akcje humanitarne nie wierzą, bo ich zdaniem to tylko przykrywka misji szpiegowskich.

Dyskusji z nimi nie ma i być nie może. By wygnać z Afganistanu ludzi Zachodu, nie cofną się przed niczym. Gardzą życiem swoim, swoich krajan i każdym innym. Liczy się dżihad i dżihad wszystko usprawiedliwia. 

Dr Woo zawiesiła dla pracy w Afganistanie dobrze płatną pracę i wygodne życie w Londynie. Nie miała w sobie śladu jakiegoś religijnego nawiedzenia, nie marzyła  o męczeństwie. Za dwa tygodnie miała wziąć ślub w Anglii, z Brytyjczykiem poznanym w Afganistanie. Kierowało nią to, co nazywamy odruchem serca. To samo było motywacją innych zabitych przez talibów przybyszy z Zachodu.

Kiedy słyszę takie historię – a ta nie jest pierwsza – nie myślę o wojnie kultur czy o szansach zachodniej interwencji w obronie reżimu Karzaja. Myślę o tym, czym jest dziś bohaterstwo. Dla mnie bohaterem jest ktoś taki jak Karen Woo i jej współpracownicy.