Prymas Kowalczyk jak prezes Kaczyński

Prezes mnie nie zaskoczył, zaskoczył mnie prymas. Prezes grubą kreską oddzielił siebie wołającego  ,,precz z postkomuną”‚ od siebie dekretującego, że Oleksy, domniemamy agent , jest ,,polskim politykiem lewicowym”.

Jedni zobaczą w tym kolejny dowód legendarnej przemiany prezesa, drudzy przejaw politycznej schizofrenii, jeszcze inni żałosne widowisko. Kto chce wierzyć w prezesa po odnowie, niech wierzy, Bóg z nim.

Ja na temat rehabilitacji postkomunistów przez Kaczyńskiego chętnie bym posłuchał samych postkomunistów. Odetchnęli z ulgą czy parsknęli śmiechem?  Posłuchałbym postkomunistów, bo słuchanie zwolenników prezesa usiłujących wytłumaczyć ten historyczny kompromis Kaczyńskiego z SLD jest stratą czasu.

Za to zaskoczył mnie prymas. Zaatakował w wywiadzie dla Przewodnika Katolickiego, jak to nazwał, liberalny laicyzm. Powtórzył kościelną mantrę, że laicki liberalizm jest gorszy od materializmu dialektycznego.
No tak, dodam od siebie, jest gorszy, bo marksiści Kościół aktywnie zwalczali, a laiccy liberałowie go po prostu ignorują. 

Prymas powtórzył też dyżurne antyliberalne brechty o narzucaniu eutanazji. Na puentę porównał laicki liberalizm do polityki?Hitlera. Tak mówi hierarcha uważany (ja też tak sądziłem) za roztropnego i umiarkowanego, za kogoś na antypodach katolickiego fundamentalizmu. Mogą sobie podać rękę Kowalczyk z Kaczyńskim w tym antyliberalnym przymierzu z zmitologizowaną lewicą w tle.

Po tym wywiadzie lepiej rozumiem, jak to jest, że dostojnikom Kościoła w Polsce śmieją się oczy do prezesa zaprzyjaźnionego z ojcem dyrektorem, a praktykujący od zawsze katolik, ojciec pięciorga dzieci, mąż jednej i tej samej żony, na ich uznanie widać nie zasługuje. Powód jest zawsze ten sam: polityka. Nieważne, czy dobry katolik, ważne, czy nasz katolik.