Wybory i Afganistan

Po Smoleńsku i powodzi kolejne nieszczęście: dwóch poległych polskich żołnierzy w Afganistanie. Sprawa robi się wyborczo poważna. Raczej nie zaszkodzi Napieralskiemu, choć lewica żyrowała naszą obecność w Afganistanie wespół z partiami centroprawicy.

Napieralskiego nic nie kosztuje deklarować, że jest za jak najszybszym końcem misji, bo Napieralski nie ma i nie będzie miał realnej władzy. A gdyby ją jakimś cudem zdobył, to wtedy by się okazało, że owo jak najszybciej nie będzie tak szybko. Bo takie są skutki udziału we władzy, że cierpi na nich wyrazistość i jednoznaczność liderów. Jednoznaczni i wyraziści są wodzowie, w demokracji miejsca dla wodzów nie ma.
Jaki może być kompromis w sprawie afgańskiej? Ja go nie widzę (mówię o polityce, na militariach się nie znam). Nie widzę w tym znaczeniu, że nie można trochę być a trochę nie być w Afganistanie. Trzeba być, póki ma to sens.

Polski udział w misji afgańskiej ma mandat międzynarodowy, jakiego nie miała misja iracka. Nie jesteśmy tam częścią jakiejś okupacji. Nie ma się czego wstydzić. Przeciwnie, wykonujemy swoje obowiązki militarne i humanitarne nie gorzej niż wiele innych kontyngentów.

Jesteśmy w Afganistanie jako członek tak zwanej społeczności międzynarodowej i NATO. Nikt na nas z zewnątrz niczego nie wymuszał. Kolejne rządy, lewicy, PiS i PO, przedłużały pobyt naszych żołnierzy właśnie z powodu owych sojuszniczych zobowiązań. Członkostwo zobowiązuje. Skoro powiedziało się A, trzeba mówić B, czyli dawać dowody, że się gra w jednej drużynie. Sądzę, że politycznie Afganistan nam ujmy nie przynosi.

Przynosi ofiary wśród żołnierzy i wielkie koszty materialne, zgoda, ale nie ma  misji takiej jak afgańska, która by nic nie kosztowała. Istota sprawy jest polityczna i ewentualne korzyści są też w dziedzinie polityki. Mam nadzieję, że także w dziedzinie militarnej w tym sensie, że prawdziwa wojna jest lepszym poligonem niż wszelkie jej namiastki.

W Polsce nie ma masowego ruchu protestu przeciwko naszemu udziałowi w operacjach takich jak Afganistan, a nawet Irak. To dość komfortowa sytuacja dla naszych polityków. W Holandii na tle sporu o holenderski udział w kampanii afgańskiej, upadł tamtejszy rząd. W Polsce to chyba niemożliwe.
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić pana Pawlaka grożącego z powodu Afganistanu wyjściem z koalicji z Tuskiem.

Ten stan rzeczy jest kapitałem politycznym dającym rządowi spore pole manewru. Dobrze, że marszałek Komorowski chce posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego w kwestii afgańskiej. I chyba słusznie po I turze wyborów prezydenckich. Akurat ta kwestia może poczekać kilka tygodni.

Naiwne byłoby myślenie, że oponenci Kormorowskiego nie spróbują zagrać przeciwko niemu kartą afgańską, ale oby robili to tak, by nie zniszczyć doszczętnie chwiejnego kompromisu głównych sił politycznych w tej sprawie. A więc: tak, wyjść z Afganistanu, ale w porozumieniu z innymi uczestnikami, jak i kiedy zakończyć polską misję.