Wandale w Krakowie

Po wybryku z rabunkiem napisu na bramie KZ Auschwitz następny akt zdziczenia, tym razem w Krakowie, mieście patrona dialogu katolicko-żydowskiego, Jana Pawła II.

Kto był sprawcą zbezczeszczenia pomnika Zagłady Żydów w Płaszowie, tuż przed kolejnym marszem pamięci o żydowskich ofiarach nazizmu w Krakowie, nie wiadomo. Miejmy nadzieję, że sprawcy i tym razem zostaną zatrzymani i ukarani, jak stało się w przypadku wandali oświęcimskich.

Krakowski dodatek Gazety Wyborczej publikuje informacje na ten ponury temat pod tytułem – Wstyd przed pomnikiem. Cytuje w niej słowa ministra Radosława Sikorskiego, że sprawcy zasługują na najwyższe potępienie, bo ,,to jest coś, co szkodzi Polsce, czego ja się osobiście wstydzę”.

Wiele podobnych głosów napłynęło z Polski. Ale czy to jest sedno sprawy? Czy wybryk jest godny potępienia, bo szkodzi Polsce, czy raczej dlatego, że obraża pamięć tych ofiar? Myślę, że przede wszystkim z tego drugiego powodu. Minister spraw zagranicznych powinien chronić dobre imię Polski, zgoda, ale powinien też mieć szczególne wyczucie słowa w takiej sytuacji. Bo centralne miejsce należy tu do ofiar.

Trafniejsza wydaje mi się reakcja metropolity krakowskiego, kardynała Dziwisza. Napisał natychmiast w liście do szefa gminy żydowskiej w Krakowie, że z bólem i oburzeniem dowiedział się o profanacji pomnika, dołączył wyrazy solidarności z wszystkimi, których profanacja dotknęła. To samo mówił w Płaszowie. Zachował się przyzwoicie nie dlatego, żeby się komukolwiek przypodobać, lecz dlatego, że tego należy oczekiwać w podobnej sytuacji od znaczącej postaci publicznej i przywódcy katolickiego.

Co zrobić, by takich wybryków było mniej? Władysław Bartoszewski uważa, że główna rola prewencyjna należy do Kościoła i szkoły. Zaznacza, że w Krakowie było po wojnie mniej akcji antysemickich niż w Warszawie, a za czasów Karola Wojtyły jako rządcy tutejszego Kościoła, nie było ich wcale, za to pojawiło się wielu światłych księży, którzy walczyli z postawami antysemickimi.

Prawda to, tyle że z domieszką goryczy, bo najdzielniejszy z tych księży, jezuita Stanisław Musiał, także w własnym krakowskim zakonie miał na tym tle spore kłopoty z niektórymi współbraćmi, a nie oszczędził go i sam prymas Glemp.

Bartoszewski ma rację, że profanacja w Płaszowie byłaby ciosem dla Wojtyły, ale tym, co nocą bezczeszczą takie pomniki, jest to obojętne. Podobnie, jak to, co się naucza w kościołach i szkołach o antysemityzmie . O ile w ogóle się naucza. Dziś prawie cała energia polskiej machiny edukującej idzie na obronę wartości chrześcijańskich przed ich mniemanymi wrogami. Tylko że szuka się ich zwykle nie tam, gdzie należy. Bo to przecież niszczyciele Pomnika w Płaszowie i ich ewentualni mocodawcy są prawdziwymi anty-chrześcijanami.