Pod czyją flagą ta wojna polsko-białoruska?

Warszawa powinna ujmować się za białoruskimi Polakami, ale nie dlatego, że to Polacy, lecz dlatego, że to ofiary nękania mniejszości przez władze. A tego zabrania prawo unijne. Białoruś zaś do Unii, a w każdym razie do jej programów współpracy i partnerstwa, aspiruje. Przynajmniej na aktualnym etapie łukaszenkizmu.

Metoda ,,na Unię” może pomóc Polakom Andżeliki Borys prędzej niż jakieś pobrzękiwanie szabelką przez dziarskich posłów i konsulów RP. Ten wariant ćwiczyliśmy z jeszcze mniejszym skutkiem niż dzisiaj.

Niestety, polska prawica z tego wniosków nie wyciąga i dalej powtarza brechty, że trzeba twardo i jeszcze twardziej. Ciekawe, jak by się zachowała, gdyby podobny konflikt wybuchł w jakimś związku mniejszości będącej obywatelami Polski. Czy broniłaby frakcji popieranej z zagranicy?   

Oczywiście, nie ma żadnej pewności, że granie drużynowe, z wsparciem pana Buzka, premiera Szwecji i innych tuzów UE, da efekt. To jest klasyczny problem w kontaktach demokracji z autorytaryzmem. Ale tym bardziej nie da go konfrontacja na linii Warszawa-Mińsk. Przyniesie raczej pogorszenie sytuacji frakcji Borys i polskiego biznesu mającego białoruskie interesy.

Swoją drogą, nigdzie w polskich mediach nie słyszę, co ma do powiedzenia o sprawie proreżimowy Związek Polaków, jakiś reprezentant  Mińska, przedstawiciele Związku Białorusinów w Polsce (czy ciesząc się swobodą, solidaryzują się z panią Borys?) i białoruskich działaczy opozycyjnych.

Tak nasze media potęgują wrażenie, że to wojna polsko-łukaszenkowska, a poza nią nie ma nic. Tymczasem jeśli nawet trzymać się tej retoryki, to jest to wojna unijno-białoruska. Bo ostatecznie chodzi o standardy i prawa europejskie dla wszystkich obywateli, w tym dla demokratycznej opozycji, w Białorusi, a nie tylko dla Polaków.

A co do samych białoruskich Polaków, to mam przykre wrażenie, że białoruskimi Polakami gra nie tylko jakaś grupa w Mińsku przeciwko innej grupie w Mińsku, lecz także, że w roku wyborczym zaczyna się nimi grać w Polsce, strzelając w Sikorskiego i Tuska. Polacy wokół pani Borys stają się pionkami w grze, w której tak naprawdę nie chodzi o nich, tylko o szkodzenie politycznemu przeciwnikowi.

XXXX
Z wieloma wpisami w dyskusji pod blogiem o nożownikach bardzo bym się spierał, w wielu odnajduję się częściowo, ale za (prawie) wszystkie dziękuję, także te z bulwersującymi przykładami i z porównaniami z innymi krajami. Szczególne dzięki dla: Lae, Katarzyny, Seiendes, PAK. W nawiązaniu do wpisów takich jak Romskeya powiem tak: nie ignoruję wielu powodów systemowych czy strukturalnych, które mogą rodzić aspołeczność naszego społeczeństwa, lecz uważam, że żaden z nich nie zdejmuje odpowiedzialności z konkretnego człowieka za jego konkretne czyny. W tym wypadku policjant akurat nie był brutalny, brutalni byli napastnicy. W szczególności zaś nie obarczam za ten stan rzeczy naszego prawa, lecz raczej brak jego zrozumienia i akceptacji w społeczeństwie, a także ograniczoną wydolność policji, sądów, więziennictwa. Przerzucenie dyskusji z diagnozy społecznej na diagnozę policji i państwa ku aplauzowi wielu dyskutantów potwierdza moim zdaniem, że na razie jesteśmy wciąż w głębokim dołku, zwanym niskim kapitałem społecznym. Oby rację mieli ci, którzy jak Cyryl czy Jacobsky nie tracą nadziei, że zmienimy się, już się zmieniamy na lepsze. I to mimo tego, iż nie jesteśmy bogaci i stadni jak Skandynawowie, ani zorganizowani jak Niemcy czy Amerykanie.