Warkocz Julii nie pomógł

Miło było patrzeć na Julię Tymoszenko, jak w swym obecnym wcieleniu córy Ukrainy, broni marzenia o bogatej i europejskiej ojczyźnie. Kiedy piszę te słowa, podano do wiadomości pierwsze dane oficjalne.
Po przeliczeniu 2 procent oddanych głosów przewaga ,,niebieskiego” Janukowycza nad pomarańczową Tymoszenko wynosi ponad 6 procent (51, 36: 44, 16). To sporo i możliwe, że Julia na razie swego marzenia nie będzie wcielała w życie jako prezydent.

Przegrana Tymoszenko to niedobra wiadomość. Oznacza ona zasadnicze osłabienie obozu pomarańczowych (ale nie jego całkowite zniknięcie, jak u nas AWS) . Ze sceny znika Juszczenko, Julia, zanim się pozbiera po porażce, przegrupuje szyki, będzie na drugim planie.Ale spokojnie.
 
Powtórka z Majdanu, czyli masowy bunt przeciwko wynikowi wyborów prezydenckich, nie wydaje mi się prawdopodobna. Tak samo jak jakieś inne wielkie wstrząsy polityczne. Myślę, że rację ci, którzy podkreślają, że mimo wszelkich słabości i kłopotów, demokracja ukraińska zaczyna działać. Jeśli przejęcie władzy prezydenckiej odbędzie się tak, jak w Polsce w 2005 roku, to będzie to kolejny dowód, że jest postęp.

Wystrzegajmy się w Polsce wobec Ukrainy podejścia wyższościowego, by nie powiedzieć brutalnie: quasi kolonialnego. Jak  na naród, który, poza krótkimi epizodami, może się cieszyć własnym państwem dopiero pierwszy raz w dziejach, Ukraińcy wykonali kawał roboty w polityce i gospodarce.

Marcin Wojciechowski ujął to w GW tak: Ukraina to jednak sukces; niezależnie kto wygra, Ukraina pozostanie ułomną ale jednak demokracją i dalej musi szukać rozwiązania dylematu: Europa czy Rosja. Tego za Ukraińców nie zrobią nawet Marsjanie (to z dowcipu ukraińskiego: mamy dwie opcje, jak wyjść z kryzysu: fantastyczne i realistyczne. Fantastyczne jest takie, że bierzemy się do roboty, a realistyczne, że przylatują Marsjanie i odwalają całą robotę za nas). 

Dowcip jest typowo słowiański: mieszanka goryczy, że nie jest tak, jak by mogło być, niechęci do własnego narodu na tym tle i niewiary we własne siły. Tymczasem Ukraina rządzona przez pomarańczowych, w tym premier Tymoszenko, nie zatonęła. Mirosław Czech przypomniał niedawno w Gazecie, że w żadnym momencie obecnego kryzysu ekonomicznego Ukrainie nie groziło bankructwo, a Kijów nie zadłużał finansów publicznych na polską modłę.

Ten sam publicysta zaznacza, że Ukraina wychodzi z politycznego romantyzmu, a polityka polska wobec Ukrainy, ta wytyczona przez Giedroycia, też nie ma być romantyczna, tylko pragmatyczna, co nie znaczy cyniczna.

Chodzi o to, by dzięki dobrym stosunkom z Ukrainą wzmocnić naszą pozycję w Moskwie, a dzięki solidnej pozycji w obu państwach umocnić pozycję Polski w drużynie UE. Zapewne byłoby Polsce łatwiej osiągać te cele, gdyby pomarańczowi byli silniejsi, gdyby Julia nie poróżniła się z Juszczenką tak żenująco, gdyby Juszczenko nie uległ banderowskiej pokusie nacjonalistycznej. Jeśli jednak obóz Janukowycza okazałby się rzeczywiście postromantyczny, to i z nim Warszawa może podjąć grę. Ale warkocza żal.
 
XXXX
Ten co zawsze, jeśli już się czymś męczę, to takimi polemikami jak Pańska i odsyłam od wpisu ivo; no war – odsyłam do wcześniejszego felietonu. MTR – pisałem o faszystach, a nie nazistach, chyba dostrzega Pan różnicę? bardzo Smutny Ateista: a to już mój słodki sekret, lecz z pewnością nie powinien on być ani tytułem do pesymizmu, ani do żadnych obaw. Co do możliwości i sposobów pojednania polsko-rosyjskiego, a to był wartościowy temat dyskusji pod blogiem, to mam wrażenie, iż nie ma rzeczy niemożliwych. Kiedyś wydawało się, że pojednanie i bardzo aktywna współpraca niemiecko-francuska to mrzonka. W Europie XXI w. wiele rzeczy politycznych i kulturowych wygląda inaczej niż w Europie po 1870 r., po I wojnie światowej, po II wojnie i po upadku bloku radzieckiedo. Bogumił – dzięki!