TINA Tusk

Niechętnie, bo o tym wszyscy, ale dorzucam kilka słów do bilansu dwulecia rządu Donalda Tuska. Okazuje się, że bilans dwulecia nie jest taki zły, gdzieś tak między trzy z plusem a cztery z minusem. W końcu to polityka polska, w której cieszymy się z tego, że albo ktoś już nie rządzi, albo z tego, że ten, kto rządzi, nie pogarsza rządzeniem kondycji państwa.

Cóż, trzeba z tym żyć w nadziei, że po latach chudych przyjdą tłuste. I dlatego pozycja Platformy i jej lidera jest taka, jaka jest. Na kolana nie rzuca, ale stabilizuje (mimo ostatnich wahnięć) Polskę.

Wielu nie podoba się, że Tusk de facto nie ma alternatywy (,,There Is No Alternative, TINA, to hasło antykapitalistów, u nas mogłoby być mottem antyliberałów modlących się do o upadek Tuska i Platformy, a tu nic).
Taka jest jednak scena polityczna, że TINA Tusk to dziś jej filar. Jak alternatywa się objawi, będziemy się zastanawiać, czy to zmiana na lepsze. Premier Tusk sobie na tę swoją ,,bezalternatywność” zapracował, popełniwszy przy tym błędy, ale żadnego zabójczego. Nie widzę dziś nic specjalnie groźnego, nic pachnącego diabłem autorytaryzmu, w TINIE Tusk. Ataki opozycji tak właśnie ustawiane, by dezawuować Tuska jako zamordystę, teraz w Platformie, a za rok, być może, jeśli wystartuje i wygra, w Pałacu Prezydenckim, dowodzą, że opozycja, PiS i SLD, mimo prężenia retorycznych muskułów, w istocie są bezsilne.

A więc TINA. TINA Tusk, Tina PO. Dobrze, ale po kolejnej wygranej niech Platforma wróci śmiało do gdańskich liberalnych korzeni, niech trochę po-reformuje. Inaczej TINA się nie utrzyma. Nie wiem, kto nowy na scenie polityki urośnie na tym, czego zaniechała i nie zrobiła, choć mogła.

Jednak TINA ( tu mam na myśli ogólnie stan bezalternatywności) w polityce trwać za długo nie może i nie powinna. Póki chroni państwo i społeczeństwo przed utratą sterowności, trzeba, niestety, zagryźć zęby i TINĘ tolerować, a nawet wspierać. Ale do czasu, kiedy pojawi się sensowna alternatywa. Na razie jej nie ma.

Wracam na koniec do mediowych cenzurek. Nawiasem mówiąc, a takie kwestie mnie jako polonistę z wykształcenia interesują – chyba po polsku właściwy przymiotnik od media powinien brzmieć właśnie mediowy, ,,medialny” znaczy nadający się do mediów, dobrze w nich wypadający. Ciekawe i budujące, że to akurat w środowisku biznesu zadbano o poprawność: mamy ,,domy mediowe”.

Jak by wypadły cenzurki wystawione mediom przez polityków? Czy media by je zaakceptowały, wyciągnęły jakieś praktyczne wnioski? Fakt, że inne są role mediów i klasy politycznej i że w demokracji pewna, nazwijmy to, strukturalna wzajemna nieufność, jest tu normalna i pożądana.

Prawie na pewno media nie byłyby zachwycone ocenami, jakie zebrałyby od polityków (a także od szerszej opinii publicznej). W tej czy innej konkretnej sprawie, mam nadzieję, może by im rację przyznały, ale nie generalnie, że są marne i do kitu: na dwóję z plusem. Ale politycy mają prawo tego samego oczekiwać od mediów – zwłaszcza tych największych, wpływających na opinię publiczną. Oceny konkretnych spraw i osób to dla tej triady – media- obywatele- politycy – lepsza metoda niż generalizacje. Toteż ostatecznie uważam, że stawianie ocen jako metoda bilansu dwulecia Donalda Tuska, choć rodem z tabloidu, ma swój sens.

A skoro tak, to dałbym jego rządowi ogólnie czwórkę, a pałkę za politykę wobec Kościoła (komisja majątkowa, in vitro).

XXXX DEKRUCYFIKACJA
Tym razem poczułem powiew normalności we wpisach, za co dziękuję; to przyjemność, kiedy polemiści trzymają poziom merytoryczny i elementarną kindersztubę, a jeszcze większa, kiedy okazuje się, że przesłanie blogu trafia większości Państwa do przekonania.

Helena – jasne, że Europa nie jednym, chrześcijańskim, korzeniem stoi, ale w atakach na Strasburg, przecież nie chodzi o prawdę historyczną, lecz wojnę z liberalizmem. Kecaj – dzięki za ten link, jestem zszokowany. IiiiI Promuj notkę – dzięki za promocję 🙂 Tao szatański – ja się nigdzie nie cofam, staram się iść naprzód.

Chrześcijanin – dzielnie Pan staje, ale proszę przemyśleć posty polemistów np. Wodnik53, rabbi.t i zamiast depesz agencyjnych czytać oryginały dokumentów strasburskich. Co do porównań z nazizmem, tak są ostre, nie w moim stylu (wielu wspaniałych chrześcijan, np. pastor Bonhoeffer, zginęło z ich ręki). Jednak chrześcijaństwo ma też ciemną stronę, nie da się temu, niestety, zaprzeczyć, że pod znakiem krzyża przelewano krew i deptano godność ludzką. Tak, to historia, ale nie do końca: patrz Rwanda czy Bałkany.

Marek.Kulikowski – a ja jako dziecko patrzyłem na krucyfiks z przerażeniem, nikt mnie dosłownie nie straszył, lecz ekspozycja konwulsyjnie skręconego ciała ,,kochanego Pana Jezusa”, jego rany, jego cierniowa korona wrzynająca się w głowę – dla wielu dzieci to źródło traumy, o której często nikt, kto powinien, ksiądz, katechetka, rodzice, nie rozmawia. Jeśli dzieci katolików tak mogą reagować, to co dopiero niekatolickie. Ciekawe, że powszechnie używane znaki/symbole innych wiar chrześcijańskich i innych religii takich emocji nie mogą wywołać, bo fizycznego cierpienia nie eksponują.