Iran: jak długo jeszcze?

Oj, chyba długo. Słucham prezydenta Ahmadinedżada, a jakbym słyszał genseków. Pod flagą islamu i Iranu robi się dokładnie to samo co pod flagą demoludów. Fałszuje się wybory i wbija dziecko w brzuch swoim i obcym, że naród popierał i popiera, a nic nieznaczący margines to warchoły i złote ptaki utuczone na krzywdzie ludu. No bo skąd ten czy inny z elity dorobił się fortuny?

Przykro tego słuchać, przykro patrzeć na sceny bijatyk irańskiego ZOMO i tajniaków z przeciwnikami Ahmadinedżada. Każdu system autorytarny, zielony, czerwony czy brunatny, działa według tych samych tchórzliwych zasad: cenzura, nomenklatura, inwigilacja, masowa propaganda, izolowanie i szykanowanie, a w końcu zabijanie buntowników. System irański jest dodatkowo państwem rządzonym przez notabli religijnych.

Gdybym był młodym Irańczykiem z ambicjami, zrobiłbym jedno z dwojga: emigrował lub działał w opozycji. Ale w opozycji do systemu jako takiego. Nie wierzyłbym w reformy, marzyłbym o prawdziwej demokracji bez rad strażników, rad ekspertów, najwyższych i niższych brodatych przywódców.  

Tylko gdzie ją w Iranie znaleźć? Przecież ten system półdemokracji w pełnej teokracji nie został Iranowi narzucony przez obce armie. Sami go stworzyli, sami rozwijali. Tu analogia z demoludami się kończy. Socjalizmu radzieckiego mało kto chciał w powojennej Europie. Islamską republikę proklamowano na gruzach przegniłego państwa szacha z powszechnym rewolucyjnym entuzjazmem.

Więc co ma być celem opozycji, o ile kiedyś powstanie? Reforma republiki islamskiej czy jej likwidacja? Nie widzę tej ostatniej, tej, która mówi teokracji: dość. Taka opozycja działa na wygnaniu. Jest więc Iran na etapie lat 50, może 60, z punktu widzenia historii politycznej realnego socjalizmu. Póki nie wyłoni się w nim opozycja antysystemowa, antyteokratyczna, kraj będzie się miotał w obecnej pułapce, w którą sam się wpędził.