Ciuciubabka z piratami

Trudno pojąć, czemu młokosy z bronią maszynową wodzą za nos największe floty świata. Tak to w każdym razie wygląda w TV. Może czegoś nie wiemy? Czy stoją za nim i jakieś potężne tajemne siły?

Nie sądzę. Problem wynika pewnie z trudności technicznych. Techniczno-biurokratycznych z politycznym podtekstem. Okręty Unii Europejskiej i NATO podlegają dość skomplikowanej procedurze podejmowania decyzji. Ewentualne błędy dowodzenia i działania mogą mieć poważne skutki międzynarodowe.

Tak zwani piraci – w istocie porywacze amatorzy – nie muszą się przejmować jakimiś ,,łańcuchami dowodzenia” i subtelnościami unijnej czy natowskiej koordynacji. Herszt piratów podlega co najwyżej jakiejś starszyźnie mafijnej, klanowej czy plemiennej, a kto wie może i jakiejś odrośli Al Kaidy. Taka sytuacja daje mu swobodę manewru, o jakiej dowódcy potężnych okrętów wojennych mogą chyba tylko pomarzyć.

Na tym tle nieźle wypadają Amerykanie. USA tradycyjnie nie liczą się zanadto z kimkolwiek, jeśli ktoś nadepnie im na stopę. Niezwykle łatwo zmobilizować Amerykanów do działania pod hasłem dumy narodowej. Widzieliśmy to ostatnio, kiedy uwolniono amerykańskiego kapitana przetrzymywanego na łódce przez piratów po nieudanej próbie ucieczki. Z dnia na dzień kapitan wyrósł na bohatera w mediach i opinii publicznej na Zachodzie. Prezydent Obama błyskawicznie podpisał rozkaz ataku. Odbicie kapitana poszło jak z płatka. Ameryka świętuje zwycięstwo.

Tą drogą próbują iść w Europie Francuzi, ale im już tak gładko nie idzie. W innych krajach i u innych armatorów taka twarda linia antypiracka napotyka na znaczny opór. Wolą poufne pertraktacje i płacenie horrendalnych okupów – swoją drogą, co się dalej dzieje z tymi wielkim pieniędzmi? przecież młokosy nie w stanie ich wydać – w zamian za bezpieczny powrót całych i zdrowych jeńców z pirackiej niewoli. Jest w tym przyznajmy nieodparta logika: twarda linia zawsze zwiększa ryzyko, że porywacze zranią lub zabiją marynarzy, a przecież nie ma takiej ceny, jakiej nie warto by zapłacić za ocalenie życia swoich pracowników czy współobywateli.

Oto dylematy współczesnego świata, w którym grupka kryminalistów może szachować siły nieskończenie potężniejsze, ale związane pewnymi regułami gry. Na to wszystko nakłada się skłonność zachodniej opinii publicznej do ulegania moralnemu szantażowi: to przecież wina Zachodu, który ma gdzieś problemy biednych i wpycha ich w objęcia terrorystów. Amerykanie miewają takie wyrzuty sumienia rzadziej, nie poczuwają się do spadku po kolonializmie.

Amerykanie w latach wojny o niepodległość borykali się z korsarzami u swych południowych wybrzeży. To wtedy nie kto inny jak Jefferson kazał zaatakować piratów w ich bazach na lądzie na Karaibach. I na tym ciuciubabka się skończyła. Ale czy dziś ten manewr – chyba jedyny naprawdę skuteczny – jest do przeprowadzenia w świecie, w którym potężni muszą się liczyć z mediami, prawem międzynarodowym, niechętną opinią publiczną, a ,,piraci” nie muszą się liczyć z niczym?

XXX

,,nih”, ,,łukasz ”, ,,ewka” – przykro mi, ale na pisizm się nie nawrócę; nie jeden raz pisałem, że jestem wyborcą Platformy z konieczności, a nie z przekonania. Nie jeden raz na tym blogu i w ,,Polityce” pisałem krytycznie o Platformie, podobnie zresztą jak inni Koledzy i Koleżanki z redakcji. Ale generalnie do Platformy mi bliżej niż do jakiejkolwiek innej frakcji parlamentarnej. ,,Nih” – Karski – ZSP, Suski – w latach PRL o działalności w opozycji nie wspomina nic, Szczygło – nic, Cyma ński – ZSMP, SZSP, potem ,,S”, w latach po stanie wojennym – nic, Czarnecki – UPR od ’87, wcześniej nic, Mojzesowicz – nic, Jarosław Zieliński – nic, Putra – ,,należał do ,,S”, Kryże, jak Wasserman w służbie PRL-owskiego wymiaru sprawiedliwości. Oczywiście odwagi cywilnej czy zaangażowania społecznego można wymagać jedynie od siebie. Nie mam nikomu za złe, że się nie angażował, kiedy było to ryzykowne, ale trochę pokory w ferowaniu wyroków etycznych w bieżącej walce politycznej by się przydało u takich osób.