Mumbaj: kompromitacja czy memento?

Po masakrze w Mumbaju lecą głowy indyjskich notabli. Trudno się dziwić. Kiedy się oglądało relacje telewizyjne, potęgowało się wrażenie, że kraj aspirujący do czołówki światowych potęg XXI w. nie daje rady atakowi terrorystów. Nie jestem pewny, czy nasze oceny, wytworzone na podstawie relacji mediów, nie są odrobinę niesprawiedliwe. Czy to nie jest łatwizna poujeżdżać sobie po Indiach, a zapomnieć, że i specsłużby USA i Wielkiej Brytanii były bezskutecznie ostrzegane przed zamachami w Nowym Jorku i Londynie.

Bogu dzięki, że nie musieliśmy sprawdzać, jak skuteczne są nasze polskie służby antyterrorystyczne. Gdyby sądzić po słynnej akcji przeciwko bandytom w Magdalence, można by mieć wątpliwości. Oczywiście, jedna akcja to za mało, by ferować jakieś generalne sądy, ale skoro tak, to może i w kwestii Mumbaju należałoby zachować ostrożność. Zwłaszcza, kiedy jest się tysiące kilometrów od Indii i nic się nie wie ani o indyjskich służbach, ani o napastnikach, z którymi musiały się zmierzyć. W jednym hotelu Taj Mahal jest ponad 500 pokoi, a napastnicy, ja już wiemy byli dobrze przygotowani i zdeterminowani, by wykorzystać każdy metr kwadratowy do walki.

To nie byli amatorzy. Żadna służba, żadna armia nie od razu bierze górę w takiej konfrontacji, której miejsca i czasu nie wybrała. Przeczytałem i wysłuchałem wielu opowieści o dramacie. Między innymi amerykańskiego Żyda, który na koniec apelował do ludzi Zachodu, by nie rezygnowali z planowanych podróży do Indii i Mumbaju. Na ten ludzki aspekt reaguję mocniej niż na dywagacje o Indiach jako państwie słabym, fasadowym, nieudolnym. Ja bym jednak tak szybko Indii nie spychał na poziom Somalii.

Ale szczerze mówiąc, sam jestem pełen rozterek i wątpliwości co do dalszego biegu wydarzeń. Tak wielki kraj, pełen kontrastów, w tak kluczowym i chaotycznym regionie globu, o tak kontrowersyjnej gotowości do samoobrony i kontrakcji, może lada moment znów zostać zaatakowany. W Mumbaju, Delhi, czy gdziekolwiek indziej. Rząd może nie dotrwać do przyszłorocznych wyborów, a nacjonalistyczno-religijna prawica może mieć takie same kłopoty jak dzisiejsza rządząca centrolewica.

Indie wzywa się dziś na dywanik z powodu Mumbaju. Słusznie (choć, jak wspomniałem, może zbyt pospiesznie, co niekiedy zakrawa na krytykę podszytą pewnym poczuciem wyższości względem ,,Trzeciego Świata”). A trzeba zaznaczyć, że w Indiach na długo przed Mumbajem dochodziło do pogromów na tamtejszych Hindusach chrześcijanach w stanie Orisa. Państwo indyjskie spisało się tu moim zdaniem gorzej niż teraz w Mumbaju. Obciąża je to nie mniej niż początkowy chaos w walce z terrorystami poukrywanymi w tamtejszych hotelach. Indie są największą demokracją świata. Zaniechanie obrony praw obywatelskich  mniejszości to papierek lakmusowy, że system przestaje działać.       

Z bezpiecznej, odpukać, polskiej perspektywy widziałbym w tragedii mumbajskiej przede wszystkim memento dla rządów i służb specjalnych wszystkich państw zasługujących na tę dumną nazwę.