Tusk w Słupsku

Jak to dobrze się złożyło, że premier był w Słupsku, kiedy w Warszawie Solidarność odpalała petardy pod jego kancelarią, a prezydent bawił w Estonii. Tusk miał wreszcie okazję pokazać, że ma argumenty i charakter. Trochę to była taka gospodarska wizyta władzy w terenie, ale tamte okolice to nie jest elektorat prawicy, lecz raczej SLD i Samoobrony, więc formuła premier z ministrem w filharmonii rozmawiają z obywatelami sprawdziła się.

Nie wchodzę w meritum – choć w zasadzie to, co premier mówił,  mnie przekonywało – lecz podkreślam, że wizyta w Słupsku była udana w sensie najważniejszym: nawiązania kontaktu z sceptyczną społecznością lokalną. A dzięki transmisji TVN24 Tuska w akcji, twarzą w twarz z elektoratem raczej mu niechętnym,  sukces słupski miał wymiar krajowy. Raz jeszcze można się było przekonać, na czym polega różnica między premierem Kaczyńskim a premierem Tuskiem. Jakie są przewagi ,,polityki miłości”. Tak trzymać!

Natomiast różnica między Tuskiem a prezydentem też została przypomniana, a to dzięki walce o fotele na szczycie UE 1 września. I tu trzeba oddać Pałacowi, że pan Kownacki o niebo przerasta pana Kamińskiego w roli rzecznika prezydenta. To jest waga ciężka i Platforma powinna to dostrzec i wziąć pod uwagę. Błazenady Kamińskiego czy Kurskiego pogrążały Pałac, Kownacki Pałac stawia na nogi.

Nie spodziewam się po szczycie bruklselskim sensacji, czyli sankcji. Spodziewam się, że szczyt wykaże jednak jedność w obliczu Rosji i że przypomni, iż najwyższy czas zrobić porządek z traktatem lizbońskim, czyli doprowadzić ratyfikację do końca i nie tracić nadziei, że Irlandia zmieni zdanie. Unia bez wspólnej polityki zagranicznej, obronnej i energetycznej jest papierowym tygrysem, a traktat pozwoli te polityki budować.

Prezydent Kaczyński zrobiłby więcej dla Gruzji, Ukrainy i Bałtów, gdyby przestał Rosję straszyć, bo to niepoważne, a przede wszystkim gdyby nie zwlekał z podpisaniem traktatu tak skandalicznie długo. Może sobie to teraz uświadomi w Brukseli?