I po Lizbonie

O odrzuceniu traktatu lizbońskiego dowiedziałem się z monitora TV na lotnisku de Gaulle’a. Dużo większe zainteresowanie wzbudzała transmisja meczu w ramach EURO 2008. A jednak czwartek 12 czerwca 2008 przejdzie do historii z powodu referendum irlandzkiego, a nie meczu Holandia-Francja. Nie będzie to tytuł do chwały, chyba że dla eurosceptyków. Po szoku franko-niderlandzkiego NIE dla unijnej ,,konstytucji” Europa polityczna musi teraz zabsorbować szok irlandzki. Nie jest do tego przygotowana.

Przez ostatnie 5 dni wysłuchiwałem w Paryżu ministrów Sarkozy’ego kreślących wizję francuskiej prezydencji przed grupą dziennikarzy ,,nowej” Europy. Jak jeden mąż, wstrzymywali się od spekulacji na temat wyniku referendum i jego skutków i wyrażali umiarkowany optymizm. Przecież Irlandczycy tyle na Unii skorzystali, jakżeby mogli usłuchać obozu anty-europejskiego – przekonywali samych siebie, bo nie żurnalistów, z których większość – w tym ja – z dnia na dzień tracili nadzieję na sukces obozu TAK dla ,,Lizbony”. Ale w środę nawet do wypowiedzi polityków wkradał się już niepokój. Nie, nie ma żadnego planu B, żadnego planu zapasowego – przyznawali.   

Odrzucenie traktatu to nie jest koniec świata, jasne, ale z pewnością ostra turbulencja Dwudziestki Siódemki. Wyjście na prostą zajmie co najmniej dwa lata. Unia po ostatnim rozszerzeniu musi być sterowna, NIE dla ,,Lizbony” w tym nie pomaga. Ale dla zwolenników ,,Nicei”sprawa wygląda inaczej. Mogą być zadowoleni z Irlandczyków, że przedłużyli życie ulubionemu traktatowi posła Rokity. Cóż, jeden procent europejskiego elektoratu na razie rozstrzygnął najbliższą przyszłość reformy instytucji unijnych – na nie.

Krytycy Unii często wytykają jej deficyt demokracji. No to mamy demokratyczny werdykt blokujący potrzebne zmiany. Za rok posypią się narzekania, że Unia po rozszerzeniu nie działa. Ale przez Irlandię Unia nie ma jak działać. Tak koło się zamyka.

A Polska przywitała mnie kolejnym skandalicznym wybrykiem tabloidu – podżeganiem do napadu a może i zabicia sędziego Webba. Igranie z ogniem, które może drogo kosztować. Lubię piłkę, ale nie plemienność.