Toksyczny PiS, toksyczny Kościół

Wyzwolić się z toksyn Jarosława Kaczyńskiego w kontuszu Rejtana. Oczyścić się z toksyn obłudy arcybiskupa Kamińskiego. Kaczyński jak Giertych truje umysły, że Polska po ratyfikacji traktatu z Lizbony będzie państwem sezonowym. Rejtan protestował przeciwko rozbiorowi Polski. Kaczyński truje więc dodatkowo, że Polsce grozi utrata niepodległości.

Arcybiskup Kamiński broni godności ks. AD. O obdzieraniu z godności słyszeliśmy od hierarchów, kiedy wybuchły sprawy abp. Paetza i abp. Wielgusa. O obdzieraniu z godności ofiar kościelnych seksoholików hierarcha nie raczy wspomnieć. Nie mieli godności? Tak Kościół hierarchiczny truje sumienia toksyną podwójnej miary. Ludzka godność przysługuje duchownym.

Ale jak się odtruć? Kaczyńskiego można nie słuchać i nie czytać. Arcybiskupa takoż. Ale jeszcze lepiej przypomnieć sobie, że polityka i Kościół mogą mieć w Polsce inne twarze.

Na przykład Tadeusza Mazowieckiego czy Bronisława Komorowskiego albo prezydenta Wrocławia Dutkiewicza czy ministra kultury Zdrojewskiego. Albo, tak, Władysława Bartoszewskiego. Także niektórzy politycy lewicy: Rosati, Cimoszewicz w swych dobrych chwilach, ekonomista Hausner. Mogą się mylić, stawiać nietrafne diagnozy, dawać się ponieść emocjom (zwłaszcza Bartoszewski), ale nie sączą toksyn PiS-owskiego manicheizmu czyli odmiany gnozy.

Co łączy PiS z ruchem Rydzyka to gnostycki obraz polityki. Biali są oni, reszta świata – czarna. Białym wolno wszystko, bo są wtajemniczeni w prawdę, która jest nieznana lub ukrywana i niszczona w obozie czarnym. Tą wizją polityki i rzeczywistości PiS i Rydzyk trują nas niezmordowanie. Gnoza była śmiertelnym zagrożeniem dla chrześcijaństwa w pierwszych wiekach jego rozwoju.

Jednak są i inne twarze Kościoła niż oblicze Dyrektora i Arcybiskupa. Twarze dominikanów Mogielskiego i jego przełożonego Krzysztofa Popławskiego – obrońcy ofiar ks. A.D. Twarze księży harujących na niwie społecznej, jak ks. Augustyński w Krakowie, twórca fundacji pomocy dla młodzieży ,,U Siemachy”, czy ks. Isakowicz-Zaleski, twórca zakładu opieki nad upośledzonymi w Radwanowicach (jakie to polskie, że rozgłos zawdzięcza ks. Tadeusz bardziej swym bojom o lustrację w Kościele niż Radwanowicom). To są moje kościelne antytoksyny.

Twarz księdza fizyka Michala Hellera, właśnie nagrodzonego za swe wysiłki przerzucania mostu między współczesną nauką a religią. Kiedy pojechaliśmy trzy lata temu z Jerzym Baczyńskim na wywiad z księdzem Hellerem, obu uderzyła nas otwartość i skromność słynnego profesora. Przyjął nas w skromnym blokowym mieszkaniu, zrobił herbaty, nie krzywił się na żadne pytanie.

Św.p. Antoni Pospieszalski 1912-2008

Taką samą skromnością ujął mnie przed laty Antoni Pospieszalski (Helena, dzięki za wiadomość o śmierci Pana Antoniego). Poznałem go przez wiceszefa Polskiej Sekcji BBC Andrzeja Koraszewskiego – dziś redaktora naczelnego portalu Racjonalista.pl – w pierwszej połowie lat 90, kiedy pracowałem w Bush Housie. Pospieszalski przypominał mi nieco Jacka Woźniakowskiego, ostatniego być może polskiego dżentelmena. Miał za sobą szalenie barwne życie, do końca zachował ciekawość świata i ludzi, żarliwą wiarę chrześcijanina antyklerykała i antypapisty (w granicach zdrowego rozsądku). Z Londynu przysłał mi kilka wnikliwych listów w odpowiedzi na niektóre moje artykuły religijne. Pisał o religii bez namaszczenia (tytuł jednej z jego książek), ale z przekonaniem, że jest dobra i ważna także dzisiaj. Miał ogromną wiedzę teologiczną i historyczną, dzięki czemu kładł często na łopatki polemistów kościelnych. W wolnej Polsce był wydawany, ale media katolickie go ignorowały, urabiając mu opinię katolickiego nowinkarza z Zachodu nie czującego istoty Kościoła. Chyba ja sam częściej wspominałem Pana Antoniego w tekstach w Polityce niż wszystkie gazety katolickie razem. Taki los niepokornych niezależnych duchów. Dziękuję, Kochany Antku.

XXX
dyskusję pod blogiem o seks-skandalu przeczytałem z satysfakcją (mówię o wątku kościelnym), zwłaszcza ,,Geografa”, ,,Jacka z Aten”, ,,Wodnika 53”. Także wątek bałkański uniknął tym razem proserbskiego skrzywienia, co też cieszy. ,,Piotr” – o ,,nowych grzechach” piszę w nadchodzącym numerze wielkanocnym.