Do czego służy prezydent?

Urzędnicy prezydenta RP poświęcają czas na szykowanie pism procesowych przeciwko posłowi Palikotowi. Jakoś po „szambie” i „czarownicy” ks. Rydzyka czasu na to nie znaleźli, ani nawet nie próbowali, a prezydent sprawę bagatelizował, bo tak kazał ówczesny interes partii, której służy.

Służy jej konsekwentnie, czego najświeższym przykładem była tak zwana rada gabinetowa zwołana w sprawie służby zdrowia. Słyszałem od jednego z uczestników ze strony PO, że rada była kompletną stratą czasu. Prezydent nie miał nic do zaproponowania poza próbą upokorzenia rządu, którego jest przeciwnikiem, bo służy PiS. Zresztą pomysł zwoływania takich psuedonarad albo jakichś okrągłych stołów w sytuacji gdy rząd normalnie funkcjonuje a przed kancelarią premiera nie rozbito żadnego białego miasteczka (jak za czasów premiera Kaczńskiego) uważam za nonsens.

Stronniczość prezydenta nie służy rozwiązywaniu polskich problemów, ani w polityce zdrowotnej, ani międzynarodowej, ani wszelkiej innej. Komplikuje tylko to rozwiązywanie. Włączenie się prezydenta do sprawy reform służby zdrowia (i to na apel związku lekarzy, który jeszcze niedawno temu nie mógł się przebić ze swymi postulatami do liderów PiS, kiedy byli u władzy) to przysłowiowa niedźwiedzia przysługa. Ale naturalnie ma ona swój czytelny sens polityczny – służbę interesom PiS, usiłującego grać rolę twardej i konstruktywnej opozycji wbrew miażdżącej przewadze Platformy w sondażach poparcia.

Są tematy ważniejsze, choćby dyskusja wokół „Strachu” J.T.Grossa, do której jeszcze wrócę, ale obecne buksowanie prezydenta zaczyna być problemem. Wielu ludzi znających blisko Lecha Kaczyńskiego mówi o nim dobrze a nawet ciepło. Jak to pogodzić z tym, co oglądamy i słyszymy w mediach – z twarzą wykrzywioną ironicznym grymasem, z tonem zrzędliwej przygany w prawie każdej publicznej wypowiedzi?

Co się dzieje z prezydentem RP? A może to wpływ otoczenia, w jakim musi przebywać już od dwóch lat? Mam na myśli niektórych prezydenckich ministrów i doradców – zwłaszcza tych sfrustrowanych przegraną wyborczą i tych hucpiarzy mylących politykę państwową z rewią dla ubogich. Gdyby nie stronnicza służba partii PiS, gotów bym pomyśleć, że Lech Kaczyński jest tak samotny w Pałacu jak był w Belwederze Lech Wałęsa. Miał wtedy w otoczeniu braci K.